Mamy w Polsce problem z regulowaniem płatności na czas. Dlatego gdy ktoś zapłaci mi przed czasem jestem w siódmym niebie.
Znasz to uczucie podekscytowania gdy wiesz, że zbliża się upragniony urlop? Masz taki wewnętrzny spokój, który mało co jest w stanie zburzyć, nawet dodatkowa, niespodziewana robota. Bo wiesz, że i tak za chwile wyjedziesz gdzieś daleko, z dala od tych wszystkich obowiązków.
Ja na fali tej przedurlopowej radości zawsze bardzo chętnie pakuję moją rodzinę na wyjazd. Jak to kobieta, myślę jakie ubrania każdy z nas ma ze sobą zabrać, sprzęt itd. Mąż załatwia zaś sprawy papierkowe, bilety, umowy z biurem podróży itd.
Mąż zawsze też kupuje coś, co wydawało mi się dotychczas zbędne. Ubezpieczenie turystyczne. Bo zawsze myślę: ”E mamy przecież na wypadek choroby europejską kartę ubezpieczenia zdrowotnego i skorzystamy gdzieś za granicą z publicznej służby zdrowia”. Tak mniemałam do czasu naszego tegorocznego wyjazdu na Majorkę.
Palmy, słońce, złocista plaża, lazurowe morze i pyszne jedzenie-w takich okolicznościach upływały nam pierwsze dni urlopu. Pewnego dnia jednak, po południu, skusiliśmy się na czekoladowe lody jakie sprzedawała w porcie majorskim urocza pani.
Pochłonęłam je szybko. Po tych radościach i pysznościach, w drodze powrotnej do hotelu poczułam jakąś ciężkość na żołądku. Już jedzenie kolacji ciężko mi szło. Dramat zaczął się w nocy. Ogień w żołądku i rosnąca temperatura ciała sprawiały, że zwijałam się z bólu na łóżku.
Regulowanie zobowiązań – marzenie
Rano mąż zaprowadził mnie do lekarza. Okazało się, że najbliżej hotelu jest przychodnia, ale prywatna. Koszt wizyty to 80 euro. Pani na recepcji poinformowała nas, że gdzieś w mieście jest publiczna przychodnia. Ale uwierz mi, chyba wyzionęłabym ducha zanim bym tam dojechała.
Mąż przypomniał sobie o ubezpieczeniu turystycznym. Skontaktował się z konsultantem czeskiego banku, w którym wykupił polisę. Miły pan na infolinii powiedział, że jak zapłacimy za wizytę i weźmiemy rachunek, oni nam zwrócą pieniądze.
Do lekarza poszłam. Dostałam zastrzyk i choroba po woli ustępowała. Kto choć raz w życiu się zatruł i zaczęło mu ustępować, wie jaka to ulga.
A o ubezpieczeniu oboje myśleliśmy w kategorii mrzonek. Że może i nam zwrócą pieniądze, ale pewnie długo będziemy musieli czekać.
Aż tu nagle, dzień po powrocie z naszych wakacji, dwa dni od wizyty u lekarza, dzwoni do męża konsultant i prosi aby im jak najszybciej przysłać rachunek. Bo bank chce szybko uregulować zobowiązanie i nam zwrócić pieniądze.
Regulowanie zobowiązań – rzeczywistość
Szczęki nam opadły nisko do samej podłogi.
„Co za usługa!” – myśleliśmy.
„Ale profesjonalizm, ale podejście do klienta!”. Ubezpieczenie mieliśmy wykupione w czeskim banku ČSOB. Chapeaubas im za taką obsługę klienta! To się nazywa regulowanie zobowiązań na czas! To świadczy o klasie instytucji, ludzi tam pracujących!
Nie wiem jak Ty, ale ja w Polskich instytucjach czy to prywatnych czy to publicznych, mam takie doświadczenie, że jak chcę aby zapłacili mi za jakąś usługę czy zwrócili pieniądze to muszę się nieźle naboksować. Ludzie w Polsce notorycznie nie regulują swoich zobowiązań, nie płacą na czas. Czesi zaś, prezentując takie podejście, wykazują się wielką klasą!
Konia z rzędem temu kto poda mi przykład polskiej instytucji, firmy, która płaci zobowiązania na czas a nawet przed czasem!
Bidulo, zatrucie na wakacjach to koszmar, niestety tez to przezylam (zlapalo mnie w samolocie, myslalam, ze oszaleje!) Fantastyczny profesjonalizm firmy 🙂 Slyszalam, ze Czesi to bardzo praktyczni i konkretni ludzie, a ta sytuacja tylko to potwierdza.
Szybko zadziałali! Są profesjonalni też na innych polach. A wiesz co jest najśmieszniejsze z tym zatruciem? Że przed wyjazdem do Meksyku wszyscy nas ostrzegali aby uważać bo tam jest inne jedzenie od europejskiego. I nic nam się nie stało. Za to takie atrakcje spotkały mnie w Hiszpanii. W samolocie to jeszcze gorzej. Ciężko nawet z mikro toalety skorzystać. Czyżby zaszkodziło Ci to samolotowe jedzenie?
Nie, mnie wlasnie zlapal jaki meksykanski „robal” – zjadlam kolacje, pojechalam na lotnisko i chorowalam juz czekajac na samolot… masakra 🙂 Ale zachorowac mozna wszedzie, wiec nie winie tych nieszczesnych fajitas… po prostu pech 🙂
przykra sprawa, bo ja na przykład z urzędem skarbowym się boksowałam ze dwa lata o zwrot wysokiej nadpłaty na koncie mamy 😉
jako projektantka napisałam się maili przypominających o spłacie faktur i rachunków, więc sama wychodzę z założenia żeby wszystko spłacać jak najszybciej. Szkoda, że to nie działa tak wszędzie 😛
Niesteyy, u nas w kraju urzędnicy nie ponoszą żądnej odpowiedzialności. Jak się ktoś opóźnie z zapłatą podatku dwa tygodnie to od razu skarbówka ścignie. Ale jak już skarbówka obywatelowi przez opóźnienia spowoduje np. utratę płynności finansowej to oni są przecież”nie winni”.
Kasia, żeby wszyscy byli uczciwi i empatyczni – w tak „błahych” sprawach również! :*
A zatrucia na wakacjach serdecznie współczuję 🙁
Tak, to by wszystkim żyło się o niebo lepiej…
Zazdroszczę bezproblemowego zwrotu pieniędzy, ale absolutnie nie zazdroszczę przygód żołądkowych 🙂 Oby kolejne wyjazdy nie zmuszały do wizyt u lekarzy!
Chciałoby się na zawsze trafiać na taką obsługę klienta:-) Zatrucia na wakacjach też nikomu nie życzę.
Ale historia.. Z drżeniem czytałem, jak to się skończy. Aż tu nagle skończyło się tak, jak powinno. Rano przy granicy polsko-niemieckiej spotkałem mamę Marysi, która sceptycznie podchodziła (delikatnie mówiąc) do ubezpieczenia. Bo niby, co może być za 9 zł składki? Aż tu przyszło 50.000 zł, gdy mała się pochorowała. Tak to działa, jak napisałaś. Gratuluję mądrego męża 😎 przy okazji…
Ubezpieczać się trzeba;-) Bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Może chociażby mocno zaboleć nasz portfel. A czasem to ubezpieczenie kosztuje tylko 9 zł;-) Mąż jest pragmatyczny. Dlatego dobrze jest mieć mężczyznę przy boku;-)
Faktycznie, do czegoś może się facet w życiu przydać 🙂