„Czytając dziecku dajemy mu więcej niż dbając o zabezpieczenie materialne na przyszłość. Bo czytanie rozbudza wyobraźnię a bogata wyobraźnia pozwala przekraczać granice i osiągać wielkie rzeczy”. Tak rzecze Kasia Bonda. Toteż ja czytałam synkowi w tym roku dużo. Jeszcze więcej jednak czytałam sobie. Zgodnie z zasadą, że aby móc dobrze służyć innym, najpierw trzeba naładować swoje baterie.
Synek często widział mnie czytającą jemu, ale także mamę i tatę czytających sobie. Najpiękniejszy w naszej rodzinnej przygodzie czytelniczej jest fakt, że dziecko nie umiejące jeszcze czytać, samo podchodzi do swojej półki z książkami, wyciąga np „Pucia”, siada na dywanie, otwiera książkę i zaczyna sobie opowiadać co się w niej dzieje. Dla mnie to najlepsza nagroda za spędzanie z nim godzin nad książką.
Ja zaś sobie w ubiegłym roku przeczytałam pięćdziesiąt trzy książki. Książka jest dla mnie zawsze pierwszym wyborem gdy mam np. wolny wieczór. To moja ulubiona forma zarówno rozrywki jak i sposobu na uczenie się nowych rzeczy. Zawsze wygrywa z serialem (pod warunkiem, że nie jest to „Outlander”😉)
Oto zatem moje perełki – najlepsze książki 2018 roku
Seria „Obca” Diany Gabaldon.
Jeśli ktoś ogląda serial „Outlander” na Netflix-ie, nie trzeba mu tej serii prezentować. Dla nie wtajemniczonych, którzy wtajemniczeni chcieliby jednak zostać, nadmienię, że seria stworzona przez amerykańską pisarkę składa się z ośmiu części. Diana kończy pisać dziewiątą.
Każda z części to ok. 1000 stron. Nieważne, że są to opasłe tomiska, bo czyta się je jednym tchem. Mi pod znakiem tych książek upłynął listopad i grudzień 2018 roku. Odpływałam przy nich wieczorami w inną krainę
Autorka odmalowuje na kratach powieści historię angielskiej pielęgniarki, która tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, spędza z mężem miesiąc miodowy w Szkocji. Tam, podczas szkockiego święta, trafia do kamiennego kręgu, dotyka kamieni i przenosi się …w czasie do XVIII wiecznej Szkocji. Trafia w niełatwe czasy, pełne przesądów i wiary w magię, w których kobieta miała nikłe prawa. Znajdzie się pod protekcją szkockiego klanu, który dla jej bezpieczeństwa wyda ją za mąż za jednego z ich członków. Nie spodziewa się jednak, iż jej nowy szkocki mąż okaże się miłością jej życia…
W tej zacnej objętościowo serii, w której przeplata się wartka akcja, doskonale nakreślone tło historyczne i romans, urzekła mnie bardzo konstrukcja psychologiczna bohaterów. Claire jest silną kobietą, która wiele w życiu przeszła, jest zahartowana a i nie mało jeszcze ją czeka. Jej nowy mąż z kolei to przykład upartego szkockiego górala, który łagodnieje przy żonie. To nie są bohaterowie idealni, mają swoje wady, ale nie dałoby się ich nie lubić. Zaś czarne charaktery mają specyficzne upodobania i są przez to bardzo ciekawe. Krytycy zarzucają autorce nazbyt drobiazgowe opisy przyrody, roślin i ich właściwości. Sama jest jednak biologiem a jej bohaterka Claire – pielęgniarką a później lekarką i z wielu roślin, produkuje leki na możliwe w XVIII wiecznej Szkocji sposoby. Dla mnie niezwykle ciekawe było czytanie o właściwościach ziół oraz o tym jak Claire tworzyła penicylinę.
Jedyna rzecz jaka nie za bardzo mnie przekonała w tej serii, to rekcja osób bliskich Claire na wieść o tym skąd się wzięła w XVIII wiecznej Szkocji. Niech już będzie jednak, że jej szkocki mąż uwierzył jej bo ją bezgranicznie kochał. Mi ta seria bardzo przypadła do gustu. Przypomina też o wartościach jakie są już niestety często zapomniane we współczesnym świecie. Czyli honor, wierność własnym wartościom czy odpowiedzialność za swoje czyny. Zwłaszcza męską odpowiedzialność.
„Historia antykultury” Krzysztofa Karonia
To książka, o której dowiedziałam się dzięki Karolinie Baszak. Zastanawiałam się czemu tak poleca tę trudno dostępną pozycję. Dzięki temu pewnie mój apetyt na tę książkę wzmagał się. To nie jest łatwa pozycja. Nie przeczyta się jej jednym tchem. To 550-stronicowy skrypt wiedzy o markśiźmie, który czytałam dłużej niż jedną 1200-stronicową powieść Diany Gabaldon.
Nad informacjami zwartymi w tej książce trzeba się skupić, przeczytać i przemyśleć. To historia idei, filozofii, polityki począwszy od czasów barbarzyńskich, na bazie której wykiełkowały poglądy Marksa w XIX w, przyczyniające się do zniszczenia ludzkości w XX w. Krzysztof Karoń obala w książce wiele mitów. Ot, choćby takich, że kościół wczesnochrześcijański wcale nie brał udziału w prześladowaniach czarownic. Czarownictwo było traktowane nie jako herezja, ale przesąd. To średniowieczne procesy czarownic prowadzone przez sądy świeckie, kończyły się bardzo często wyrokami śmierci. Zaś fakt, że kościół wprowadził proces inkwizycyjny, nastawiony na pojednanie i nawrócenie oskarżonych, doprowadziło do znacznego ograniczenia wyroków śmierci.
Dlaczego warto przeczytać tę książkę? Bo ona uczy myśleć. Krzysztof Karoń poruszając się w meandrach historii idei, wskazuje, że marksizm nie umarł. Wśród nas egzystuje nadal pasożytnicza część ludzkości, w polskim społeczeństwie też której nie chce się pracować. Po co skoro i tak dostanie wsparcie od państwa a klasa pracująca, ze swoich podatków na to wsparcie musi wykładać pieniądze. To patologia obecnego systemu, o której pisze Krzysztof Karoń.
„Boskie zwierzęta” Szymona Hołowni
Zupełnie nie rozumiem czemu przeciwnicy tej książki piszą Szymonowi Hołowni na jego fanpage-u, iż powinien sobie poczytać Krzysztofa Karonia a nie pisać dyrdymały o ochronie praw zwierząt. Otóż przeczytałam obie książki i nie widzę aby stały ze sobą w sprzeczności. Owszem Szymon Hołownia nie szczędzi gorzkich słów pewnej gałęzi przemysłu. Krzysztof Karoń zaś docenia wkład producentów, ludzi związanych z biznesem w rozwój cywilizacji. Nie mniej jednak Szymon Hołownia krytykuje tylko tę część przemysłu związaną z niehumanitarnym chowem zwierząt.
„To właściciele wielkich przemysłów hodowlanych, dla których liczy się tylko własny napchany kałdun, dolary i amerykańskie auto w garażu” – pisze Hołownia. Pisze tak o ludziach, którzy zajmują się ubojem zwierząt, transportem ich w makabrycznych warunkach do ubojni czy chowem urągającym jakiejkolwiek godności istoty żyjącej. Istoty boskiej. Tak, bo Szymon Hołownia udowadnia, że zwierzęta mają duszę i być może spotkamy w niebie naszych „przyjaciół mniejszych”. To nie są jakieś tam zblendowane brednie wymyślone przez Hołownię. Autor powołuje się na encyklikę papieża Franciszka „Laudatio Si”.
Ja po przeczytaniu tej książki nie jestem już z pewnością taką samą osobą jak przedtem. Wiedziałam mniej więcej wcześniej co się dzieje w wielkich kurnikach, ubojniach, chlewniach. Wiedzieć jednak coś tam a zapoznać się głęboko z faktami i historiami zwierząt zabijanych w wysoce niehumanitarnych warunkach, to różnica. Spoglądam już inaczej na mięso. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach mamy jego nadprodukcję. Gros mięsa trafia na śmieci. Czyli ogrom zwierząt jest zupełnie niepotrzebnie zabijanych.
Hołownia nie nawołuje teraz wszystkich aby nagle stali się wegetarianami, weganami. On prosi tylko o to aby spożywać mniej mięsa. Bo gdyby ludzie kupowali go mniej, wielkie przemysły nie hodowałyby tylu zwierząt, nie zabijały by rocznie w Europie miliona cielaków, które wcześniej odłączone od matki, są bite i popychane w drodze do ubojni.
Jakby każdy zrobił choć odbrobinę aby zahamować to krwawienie świata, ten świat byłby lepszy.
„Włam się do mózgu” Radka Kotarskiego
Tęż książkę recenzowałam już na blogu i nie będę się powtarzać. Nie będę się powtarzać. Ta pozycja to skarb, dla wszystkich chcących skutecznie przyswajać wiedzę. Gdybym zetknęła się z tą pozycją kilka lat temu przypuszczam, iż inaczej wyglądałaby moja nauka. Zamiast siedzieć i czytać kilkakrotnie te same rozdziały książek prawniczych i podkreślać co raz to kolejne zdania, rzuciłabym te opasłe tomiska na bok i na prawdę ruszyła mózgiem i jeszcze miała więcej czasu na relaks.
„Wy wszyscy moi Ja” Miłosza Brzezińskiego
O tej pozycji również możecie poczytać we wcześniejszym wpisie. Bardzo lubię Miłosza Brzezińskiego. Pisze lekko o psychologii, motywacji a to cenne. Przy tym ma znakomite i inteligentne poczucie humoru. W tej akurat książce Brzeziński bierze pod lupę definicję sukcesu, tłumacząc dlaczego jedni go osiągają a inni nie. Sukces w jego rozumieniu, to nie tylko praca i miliony na koncie bankowym, ale także udane życie osobiste.
„Tatuażysta z Auschwitz” Hetaher Morris
Nie mogło zabraknąć tej pozycji. Jedna z lepszych książek z gatunku powieści na faktach, jakie w życiu czytałam. To historia żydowskiego chłopca, który przeżył Auschwitz. Był tam tatuażystą i pewnego dnia, w kolejce po tatuaż stanęła miłość jego życia. Książka napisana wartkim językiem, trzymająca w napięciu z doskonałymi opisami stanów emocjonalnych bohaterów.
Tak dobra, że sprawiliśmy tę pozycję na prezent gwiazdkowy innej pochłaniaczce książkowej w naszej rodzinie
Kasia Nowosielska – Sielski Czas na Ziemi
Poczuj się sielsko na moim blogu!
Mam nadzieję, iż spodobał Ci się ten wpis. Jeśli chcesz mieć ze mną bardziej osobisty kontakt, możesz pozostać ze mną w bliższym kontakcie. Wyślę Ci od siebie co jakiś czas mój sielski list, który Cię zmotywuje do działania ale i da do myślenia. Chcesz być ze mną w kontakcie? Bo ja bardzo, z Tobą moja Droga Czytelniczko. Wystarczy, że klikniesz niżej. Czeka tam też na Ciebie prezent
– polub stronę kasianowosielska.pl na Facebooku, jest tam sporo wartościowej treści o relacjach
– pooglądaj Instagrama przenieś się w mój świat dobrych relacji – nieskończony zbiór moich chwil szczęścia dnia (nie)codziennego!