To nałóg, narkotyk, który wciąga i pochłania bez reszty. Włada duszą, umysłem i nie pozwala o sobie zapomnieć. Popycha do szukania co raz to kolejnych wrażeń.
Mam tak z książkami. To moje uzależnienie. Mogłabym chodzić z tym hasłem wymalowanym na czole. Już od samego zapachu papieru książkowego dostaję palpitacji serca. Choć często też czytam na kindle. Czytanie i pisanie jest dla mnie jak oddychanie. Jak by mi ktoś uniemożliwił wykonywanie tych dwóch czynności, to pozbawiłby mnie tlenu do życia i mogłabym się szybko zabrać z tego łez padołu.
I o ile piszę dużo, mam wszak bloga, to rzadko wspominam tu o książkach, które stanowią istotną część mojego życia. Uznałam, iż trzeba to zmienić. Przez ręce przewija mi się dużo pozycji. Kocham m.in. książki rozwojowe. Czasem wpadnie perełka, która zmienia moje życie na lepsze. Warto więc aby nowina o niej poszła dalej w świat bo ta perełka może wnieść jakość w Twoje życie, drogi czytelniku.
„Włam się do mózgu” Radek Kotarski
Jedną z ostatnich perełek jaka wpadła mi w ręce, była książka Radka Kotarskiego „Włam się do mózgu”. To książka o tym jak się uczyć. Ale nie jak siedzieć i np. kuć słówka z angielskiego czy definicje z geografii, lecz jak zdobywać wiedzę i nie przemęczać się. Co więcej czerpać z tego procesu przyjemność i mieć jeszcze dużo czasu na przyjemności. Brzmi jak utopia? Nic bardziej mylnego. Radek pokazuje sposoby na skuteczną naukę. Metoda czytania i kilka razy tego samego tekstu i podkreślania może odejść po tej lekturze do lamusa. Radek udowadnia, iż jest nieskuteczna.
Skuteczna jest za to np. metoda pałacu pamięci. Czyli metoda nauki na skojarzenia. Polega na tym, że wyobrażasz sobie np. miejsce, w którym się doskonale odnajdujesz. Niech to będzie dom rodzinny. W kolejnych pomieszczeniach umieszczaj przedmioty kojarzące się z informacjami, które chcesz zapamiętać. W ten sposób stworzysz własny pałac pamięci.
Gdybym zetknęła się z tą pozycją kilka lat temu przypuszczam, iż inaczej wyglądałaby moja nauka. Zamiast siedzieć i czytać kilkakrotnie te same rozdziały książek prawniczych i podkreślać co raz to kolejne zdania, rzuciłabym te opasłe tomiska na bok i na prawdę ruszyła mózgiem. Pracowałabym metodą skojarzeniową i rzeszą innych opisanych we „Włam się do mózgu”. I może zdałabym od razu prawo karne na studiach, które było moją kulą u nogi. Ale człowiek uczy się teraz przez całe życie. Myślę więc, iż jeszcze będę miała okazję wykorzystać arsenał broni opisanej przez Autora.
„Wy wszyscy moi ja” Miłosz Brzeziński
Kto jeszcze nie zna Miłosza Brzezińskiego i jego twórczości, to radzę szybko nadrobić zaległości. Książki rozwojowe to jego drugie nazwisko. Jestem zakochana w „Głaskologii”, która zmieniała moje postrzeganie relacji, toteż ochoczo sięgnęłam po „Wy wszyscy moi ja”. Książka traktuje o produktywności. Autor pisze o organizacji czasu, o najbardziej efektywnym momencie w ciągu dnia na twórczą pracę. Obnaża różnice między ludźmi, którzy osiągają w życiu wielkie rzeczy a tymi, którzy czekają na sukces i tylko o nim marzą. I wcale nie chodzi tu o sukces w powszechnym tego słowa znaczeniu. Nie chodzi o wielkie kariery sportowe, korporacyjne czy biznesowe. Sukces w pojęciu Brzezińskiego to też udana rodzina, nad stworzeniem której trzeba się napracować.
Autor, który jest konsultantem w zakresie efektywności osobistej i motywatorem, z właściwym sobie dystansem i poczuciem humoru ujawnia, iż osoby mające na swoim koncie duże osiągnięcia zawodowe borykają się z poszatkowanym życiem osobistym. A jako przykład podaje Steva Jobsa.
Inna ciekawostka, która mnie w książce zaskoczyła to teoria dotycząca silnej woli. Otóż sila wola nie jest cechą danej osoby. Silną wolę można sobie wypracować. Trzeba tylko zdrowo jeść, ruszać się i dbać o odpowiednią dawkę snu. Bo wtedy człowiek jest silniejszy aby i ma tę mityczną silną wolę
i …nie tylko książki rozwojowe
„Ostatni list od kochanka” Jo Jo Moyes
A na koniec czytadło. Książki rozwojowe to nie jedyne moje paliwo. Dobra beletrystyka to duża dawka relaksu, jaką serwuję sobie zazwyczaj wieczorami. I płynę przez nią siedząc na moim wygodnym fotelu z kubkiem herbaty w ręku.
„Ostatni list od kochanka” to książka mająca kilka planów. Jeden z nich należy do Ellie. Czyli młodej dziennikarki, która natrafia na ślad romansu z lat sześćdziesiątych. W romans uwikłana jest młoda mężatka Jennifer i Anthony. Mąż Jennifer, ciagle zapracowany, nie poświęca żonie dostatecznej uwagi. Dostarcza je głównie pieniędzy, którymi ona już w pewnym momencie czuje się przytłoczona. Bo jej brakuje uczucia i dziecka.
Książka jest pełna zwrotów akcji, ale skonstruowanych na tyle dobrze, wciągająco i zrozumiale, iż czytelnik nie gubi się w nich przeskakując pomiędzy jednym a drugim planem akcji. Bohaterowie są niejednoznaczni, pełnowymiarowi. Mają oficjalny wizerunek, ale i skrywają w sobie tajemnice. Jednym to melodramat, który ma to, co dobra wciągająca beletrystyka powinna mieć.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN TEKST?
Jeśli spodobał Ci się przeczytany właśnie tekst to możesz pomóc mi rozprzestrzeniać opowieść o tym jak tworzyć dobre relacje. Masz kilka opcji. To tylko jedno Twoje kliknięcie a znaczy bardzo wiele.
– polub ten wpis na Facebooku
– polub stronę CzasNaZiemi na Facebooku, jest tam sporo wartościowej treści o relacjach
– pooglądaj Instagrama przenieś się w mój świat dobrych relacji – nieskończony zbiór moich chwil szczęścia dnia (nie)codziennego!
– zapisz się na newsletter – tu po prawej stronie, czeka tam na Ciebie prezent, dzięki któremu dowiesz się jaki wpływa na Twoje relacje ma strój który zakładasz.