Było majowe popołudnie. Za oknem koncertowały ptaki a w powietrzu unosił się zapach bzu. Mimo pięknej pogody zachęcającej raczej do spacerów po parku aniżeli do wytężania umysłu, robiłam to drugie. Prowadziłam mediacje. Sala mediacyjna, którą wtedy wynajmowałam, usytuowana była w starej, warszawskiej kamienicy otoczonej starymi drzewami. Dlatego docierały do mnie te sielskie odgłosy, choć w lokalu atmosfera była bardziej napięta. Prowadziłam mediację pomiędzy pewnym małżeństwem, które omawiało kwestię opieki nad dziećmi. Na początku rozmawiali bardzo merytorycznie. Spokojnie ustalali, że święta Wielkanocne ich dwie małe córeczki spędzą z mamą, a najbliższe Boże Narodzenie z tatą. Rozwodzili się bo jedno z nich znalazło sobie drugiego partnera a to drugie uznało, że i tak nie może w tym związku wytrzymać bo się dusi.
Nieszczęśliwe małżeństwo żyję nieszczęśliwymi chwilami
Nagle , podczas rozmowy dotknęli tematu babci.
-Wolałabym abyś w czasie każdego spotkania z naszymi córkami nie jeździł do z nimi do twojej matki bo ona ma na nie zły wpływ. Daje słodycze i cały czas podkreśla, że są źle ubrane, albo niedożywione – powiedziała żona
-Nie słyszałem aby moja mama kiedykolwiek wypowiadała się na ten temat – ripostował mąż
-Jasne bo ty wolałeś zawsze być głuchy. A nie pamiętasz, jak dwa lata temu moja teściowa powiedziała przy swoich koleżankach, że własna matka nie karmi dobrze dzieci, to i takie chude są. Nie stanąłeś wtedy w mojej obronie – żachnęła się żona
– Nic takiego nie pamiętam. Za to dobrze pamiętam, że twoja mama pozwala im na wszystko i dlatego są takie rozpuszczone. Jak ostatnio byłaś u niej z dziewczynkami, wróciły z całymi torbami zabawek, które kupiła im babcia – powiedział mąż
-Ty za to ciągle jesteś w rozjazdach tak jak ostatniego lata. Twoje dzieci cię mało obchodzą i dlatego muszę szukać wsparcia i pomocy u mojej mamy – odparła żona.
Festiwal wyrzutów rozkręcił się na dobre. Ledwo co udało mi się naprowadzić tę parę na omówienie tematu, którym był motywem przewodnim mediacji, czyli kwestię opieki nad dziećmi. Czy wiesz dlaczego oni się rozwodzili? Zdrada jednego z nich nie była jedyną przyczyną rozpadu tego małżeństwa tylko wypadkową wcześniejszych zdarzeń.
Szczęśliwe małżeństwo nie prowadzi rejestru krzywd
Ta dwójka ludzi prowadziła rejestr krzywd. A to paraliżuje każdy związek. Zapamiętywanie potknięć drugiej osoby nie sprawdza się w miłości i małżeństwie. Małżonkowie są bardzo świadomi co ich partner robi źle, ile z siebie daje i jak ciężko pracuje dla rodziny. Wiedzą kiedy ich druga połowa pracuje dłużej niż normalnie, albo kiedy wychowywanie dzieci jest większym wyzwaniem niż zwykle. To szczególne wyczulenie na to ile daje druga strona skłania ich do wprowadzenia znaczących zmian w ich postawie. Ludzie tworzący szczęśliwe małżeństwo i szczęśliwi małżonkowie obserwują ile daje druga osoba w związku i czego jednocześnie potrzebuje i świadomie jej to próbują dać. Dzięki temu szczęśliwe małżeństwo tworzy swoją wewnętrzną więź.
To jest kajakowa teoria małżeństwa. Przeczytałam o niej u Shaunti Feldhahn, amerykańskiej terapeutki pomagającej parom. Chodzi o to, że dwoje ludzi próbuje przepłynąć kajakiem na drugą stronę jeziora. Kiedy jedno zanurza wiosło lewe, drugie zanurza wiosło prawe, tak aby kajak się nie przechylił. Małżeństwa, które trwają i idą do przodu, zmieniają poczucie, że coś im się należy (jest mi to winien/winna) na poczucie zobowiązania, które sprawia, że nie tylko chcą, ale wręcz muszą zrobić co tylko mogą aby się odwdzięczyć i przysłużyć drugiemu.
Szczęśliwe małżeństwo płynie w kajaku
Wiesz co jest jedną z przyczyn, dla których szczęśliwe pary są szczęśliwe? Ano to, że zamiast zliczać swoje zasługi a potem czuć rozgoryczenie, że ktoś za dużo robi w domu, instynktownie uważniej przyglądają się zasługom drugiej strony. Wcale nie jest tak, że małżeńskie kajakarstwo przychodzi szczęśliwym parom naturalnie. Rzadko się zdarza aby dwoje ludzi dobrało się tak, żeby umieli całe życie doceniać wzajemnie swój wkład w rozwój ich rodziny. Na początku może jest o to łatwiej, trwa jeszcze stan zakochania. Z biegiem lat kajakiem szybko i sprawnie pokierują tylko te pary, które włożą w wysiłek w wiosłowanie. Nie będą się oglądały, że jak on wiosłuje wolniej to i ja tak postąpię. Wówczas kajak stanie po środku rzeki albo co gorsza przechyli się i para z niego wypadnie.
Łatwo jest dostrzegać wyłącznie to co drażni cię we współmałżonku. Trudniej wybić na światło dziennie jego zalety. Łatwiej jest się też pogrążać w negatywnych myślach. Aby dostrzec zalety drugiej osoby i mówić o niej potrzeba zaś wysiłku, pracy. Dlatego przeprawienie się kajakiem przez rzekę jest pisane ludziom pracowitym. Rewolucjonistom, którzy na przekór wszystkiemu, na przekór malkontenctwa, na przekór statystykom, wedle których rozpada się 30 proc, małżeństw w Polsce, płyną pod prąd.
Chcesz zostać rewolucjonistką, zachęcić do tego partnera i płynąć z nim przebojowo pod prąd? Więcej informacji na temat tego jak to uczynić znajdziesz w moim ebooku.
Zapraszam cię do przeczytania mojego ebooka, który jest w sprzedaży.
Poczytasz w nim o rytuałach małżeńskich, które pozwalają dwojgu ludzi stać się jedną duszą, jednym sercem, jednym ciałem.