Przejdź do treści

Postanowienia bez pokrycia

Nowy rok przyszedł, ludzie zaczęli robić postanowienia. Jeden chce w 2016r. się zabrać za nowe kursy, drugi schudnąć, trzeci zdrowiej jeść a czwarty kupić dom. Różni są ludzie, różne ich postanowienia.

Już w lutym często okazuje się, że te plany spalają na panewce bo np. ktoś miał za dużo okazji na spożywanie słodyczy i wcale nie schudł. Właśnie dlatego uważam, że to noworoczne planowanie często nie ma sensu. Nie da się tak z dniem pierwszego stycznia wyeliminować złych nawyków. Postanowienia najlepiej wdrażać w życie cały rok. Można sobie ustalić, że np. od jutra i przez kolejnych 30 dni wstajemy o 30 min wcześniej i uprawiamy gimnastykę.

Plan spala się na panewce

Śmieszy mnie zawsze, gdy ktoś na koniec roku postanawia, że od stycznia rzuca palenie. Przypominam sobie wtedy mojego tatę. Palił prze kilkanaście lat. Pewnego dnia powiedział sobie, że dziś pali ostatniego papierosa. I następnego dnia nastąpił koniec. Było to kilkanaście lat temu  a tata nie pali do dziś. Nie potrzebował do tej zmiany żadnej wielkiej filozofii.

Wydaje mi się, że swoje nawyki trzeba kształtować codziennie, małymi kroczkami. Trenować siłę woli jak pisze Malcolm Galdwell w swojej książce „Poza schematem” – sukces czy to w sporcie, muzyce czy np. w nauce osiągają nie ci, którzy mają wielki talent. Powodzi się zaś tym, którzy  ćwiczą codziennie po kilka godzin.

Do noworocznego planowania mam jeszcze awersję z innego powodu. Nowy rok przychodzi do nas w styczniu. Kiedy jest mroźno i zimno. Tak jak teraz. Takie dni, przynajmniej u mnie, nie sprzyjają realizacji postanowień. Ot, choćby tych dotyczących biegania. Weź człowieku wyjdź teraz na mróz rano i zacznij biec. Tym bardziej, że widno robi się dopiero ok. 7:30. Nie mówię, że to nie możliwe. Podziwiam wyczynowców, kiedy mimo morzu biegają. Amatorowi lepiej jest jednak rozpocząć bieganie choćby wczesną wiosną. Przynajmniej się nie zrazi.

Są lepsze momenty

Mnie też przełom roku specjalnie nie wzrusza. Jest to tylko umowna zmiana odmierzania czasu. Do wytyczania celów i ich realizacji znacznie bardziej pobudza mnie już przełom lata i jesieni. Wszystko jest wówczas jakieś takie uporządkowane. Dzieci wracają do szkoły z nową kartą, a urlopowicze do pracy. Ja jestem świeżo po wakacjach, wygrzana w słońcu i naładowana pozytywną energią. Aż chce mi się pracować i wymyślać nowe rzeczy do zrobienia.

Na koniec przyznam się, że kiedyś wszystko dokładnie planowałam. Nakreślałam zamiary i w pracy i w życiu prywatnym. Miałam rozpisane rok po roku moje cele. Aż gdy pewnego razu zabrałam się za realizację jednego z nich. Jakie było rozczarowanie gdy nie wyszło. Zderzyłam się ze ścianą i opadły mi ręce. Byłam zawiedziona. Okazało się, że nie wszystko jednak zależy od mnie. Teraz wiem, że wiele rzeczy to sprawa Boża. Jaka to była dla mnie niesamowita lekcja pokory i cierpliwości. Widać była mi potrzebna.

Jestem bogatsza o to doświadczenie. Nauczyłam się też, że trzeba żyć tu i teraz. Na maxa wykorzystywać każdy dzień, tak jakby miał być Twoim ostatnim.