„Obrazy moje wspaniale wyglądają, bo są prawdą, są uczciwe, pańskie, nie ma w nich małostkowości, nie ma maniery, nie ma blagi”- pisała o sobie polska malarka, niejaka Olga Boznańska.
Z tymi słowami można było się zmierzyć odwiedzając Muzeum Narodowe w Warszawie, gdzie jeszcze tylko do maja trwała wystawa ok. 150 prac malarki, zaliczanych do ścisłego grona najwybitniejszych artystek europejskich.
I ja tam byłam, rozkoszowałam moje oczy dziełami artystki. Jestem jej ogromną fanką. Uwielbiam jej portrety, w których prezentuje niesamowitą głębie psychologiczną swoim modeli. Od dzieciństwa mam przed sobą obraz oczu dziecka z obrazu Dziewczynka z Chryzantemami. Nie miałam wprawdzie tego dzieła na ścianie rodzinnego domu, ale jego kopia przewijała się na kartach szkolnych podręczników do języka polskiego.
Oczywiście wystawa w Muzeum Narodowym nie jest pozbawiona mojego ulubionego obrazu. Nie sposób jednak nie zauważyć ogromnych oczu każdej innej z namalowanych na obrazach postaci. Podążając za maksymą, zgodnie z którą oczy są zwierciadłem duszy, poświęcała im Olga Boznańska mnóstwo uwagi. W nich można odczytać emocje targające malowanymi przez nią postaciami. Stoisz przed portretem bohaterów Boznańskiej i czujesz jakby postać z obrazu patrzyła w twoje oczy. Czujesz jej smutek bądź radość. Widzisz zmęczenie lub melancholię bijącą z jej lica. A nierzadko przeszywa cię swoim dokładnym spojrzeniem jakby czytała z ciebie jak z otwartej księgi. Wizyta w muzeum i konfrontacja z tymi obrazami prypomina sesję w gabinecie terapeutycznym. Nie sposób było nie zwrócić uwagi także na portrety narzeczonego Olgi Boznańskiej. Musiała darzyć go głębokim uczuciem bo namalowała ich kilka. Chodziło o Paula Neuna.
Na narzeczeństwie i ostatecznym rozpadzie związku się skończyło. Boznańska nigdy nie wyszła za mąż. Poświęciła się sztuce. Była artystką totalną. Przez dużą część swojego życia pracowała w Paryżu. Zamknięta w swojej pracowni, obcowała tylko z pędzlami i sztalugami. Nie interesowała się zanadto życiem towarzyskim. To inni ją odwiedzali. Zwłaszcza gdy potrzebowali pieniędzy. A, że Boznańskiej nigdy ich nie brakowało, nie miała dużych potrzeb i chętnie udzielała pożyczek. Często bezzwrotnie.