Położna to jeden z najważniejszych zawodów na świecie bo odpowiada za narodziny nowego człowieka. Szkoda, że jej praca jest niedoceniana.
Jest taki jeden zawód na świecie, który nie do końca doceniamy a bez niego zastępowalność pokoleń byłaby utrudniona. No może słownie niektórym zdarza się powiedzieć przedstawicielom tego zawodu dobre słowo, ale na pewno finansowo jest traktowany po macoszemu. To profesja położnej, o której mało co wiedziałam dopóki sama nie znalazłam się na porodówce. Nigdy jakoś szczególnie nie zagłębiałam się w tajniki jej pracy, chociaż mam położną w bliskiej rodzinie. Na szczęście towarzyszyła mi i podczas mojego porodu.
Zawsze miałam świadomość, że położna jest przy narodzinach. W moich wyobrażeniach wszystko jednak nadzorował lekarz i był przez większość czasu na sali porodowej. Jakoś nigdy moje szare komórki nie pomyślały, że kiedyś tylko akuszerki odbierały porody. I tak jest do tej pory. Tylko nazwa zawodu zmieniła się z akuszerki na położną.
Położna zamiast lekarza
Pierwsza lampka w głowie zapaliła mi się podczas zajęć w szkole rodzenia. Prowadziły je położne z jednego z warszawskich szpitali. Kiedy opowiadały o poszczególnych fazach porodu docierało do mnie po woli, kto odgrywa główną rolę na porodówce. Oprócz oczywiście kobiety rodzącej.
Leżąc na sali porodowej na własne oczy przekonałam się, że to położna decyduje o większość rzeczy. Lekarz tylko czasem przychodzi na porodówkę sprawdzić czy wszystko dobrze idzie. Położna podejmuje decyzję o tym kiedy podać rodzącej znieczulenie oraz czy użyć skalpela. Bada też tętno dziecka, obserwuje skurcze i podpowiada jak przeć. A w międzyczasie musi wypełnić szereg dokumentacji medycznej związanej z matką, dzieckiem i samym porodem. W moim przy przypadku położna zadecydowała także o konieczności wykonania cięcia cesarskiego. Na szczęście.
Niech jednak nikt nie pomyśli sobie, że to jedyne zajęcie położnej. Sytuacja gdy nadzoruje tylko jeden poród jest komfortem. To, że jedna kobieta rodzi nie znaczy, że położna poświęca czas tylko tej pacjentce. W każdej chwili akcja porodowa ma prawo rozpocząć się u innej pani przebywającej na oddziale ginekologicznym lub nagle na porodówkę może trafić ciężarna w zaawansowanej fazie porodu. Te kobiety także trzeba obsłużyć często rękami jednej położnej.
Nie tylko więc zarobki, ale i warunki pracy położnych pozostawiają wiele do życzenia. Na porodówkach w wielu szpitalach jest tylko jedna położna na dyżurze. Duże, specjalistyczne placówki położnicze mogą mieć większe obsady kadrowe, ale w powiatowych lecznicach jedna położna na oddział to chleb powszedni.
Sajgon na porodówce
To co, więc rozgrywa się na oddziale ginekologicznym to istny Sajgon. Jedna rodzi i zwija się w bólach, inna nie ma skurczów chociaż zaczął się poród i trzeba je indukować, trzecią z kolei szybko szykują do cesarskiego cięcia bo poród siłami natury komplikuje się. A bywa i jeszcze gorzej gdy np. na oddziale pojawia się kobieta z nagłym poronieniem. Adrenalina skacze nie tylko u rodzących, ale i położnych.
Pytam zatem kuzynki jak sobie zatem radzą gdy jest kilka porodów na raz
-Wspieramy się. Ja zajmuję się jedną rodzącą a do drugiej przychodzi koleżanka z położnictwa- odpowiada kuzynka
-To znaczy, że na położnictwie nie ma wtedy nikogo do opieki nad pacjentkami? – dopytuję
-Koleżanka z położnictwa lata czasem od porodu sprawdzić jaki jest stan kobiet po porodzie i czy np. czegoś potrzebują – odpowiada
-A gdyby na raz odbywało się kilka porodów i to w tej ostatniej fazie? – nie odpuszczam
-Zawsze liczymy na łut szczęścia, że tak się jednak nie stanie – odpowiada kuzynka
Nie raz i nie dwa opowiadała mi też, że jest tak zmęczona po dwunastu godzinach nocnego dyżuru, że po powrocie do domu nie potrafi zasnąć. Wcześniej myślałam, że przesadza, ale po pobycie na porodówce zrozumiałam o czym mówi.
Położna to zawód odpowiedzialny i piękny jednocześnie. Dla osób o stalowych nerwach. Towarzyszy kobietom i ojcom dzieci podczas najintymniejszych chwil. Asystuje w najbardziej magicznej chwili życia jaką jest przyjście na świat nowego człowieka. Jest świadkiem tego jak mężczyzna trzyma kobietę za rękę i wspiera ją, ale i sytuacji kiedy rodząca zwija się z bólu i wyklina ojca dziecka. Jest obecna nie tylko w radosnych momentach, ale i w dramatycznych – kiedy np. dziecko rodzi się martwe.
Marne wynagrodzenie
Za tak odpowiedzialną pracę jej wynagrodzenie jest przerażająco niskie. Powinno się za nią płacić więcej niż ok. 3,3 tys brutto. Abstrahuje tu od stawek jakie biorą położne w dużych miejskich szpitalach za indywidualną opiekę nad pacjentką w trakcie porodu. Oscylują one wprawdzie w granicach 1 tys. zł, ale jest to dodatkowy czas położnej poświęcony na pracę. Poza tym dotyczy niewielkiego promila przedstawicielek tego zawodu. W małych powiatowych szpitalach rodzące nie korzystają raczej z podobnych ekstra płatnych usług.
A piszę o tym akurat teraz bo w ostatnich tygodniach w Warszawie miał miejsce protest pracowników medycznych. Ci domagają się podwyżek. Komu jak komu, ale położnym należą się one na pewno w pierwszej kolejności. Powie ktoś: „No, ale zaraz. Jeśli tym paniom coś się nie podoba niech zmienią zawód”. Owszem, tylko być może do tego zwodu pielęgniarki i położnej będzie garnęło się jeszcze mniej chętnych. Już teraz limity na studiach pielęgniarsko-położniczych na uczelniach medycznych są niewypełnione. Młodzi ludzie widząc jak odpowiedzialna jest to praca i jak nisko płatna wolą wybrać sobie fakultet dający zawód rokujący w przyszłości na wyższe zarobki. Za kilkanaście lat może się zatem okazać, że nie ma rąk do pracy w szpitalach i nie będzie komu odbierać porodów.
Mam nadzieję, że ten wpis przeczyta wiele osób. I popieram Twoje zdanie.
Tym bardziej, że to kobiecy (jak na razie ) zawód. Trzeba go wspierać:-) I jakże satysfakcjonujący. Mimo tego, że ciężki to nigdy nie słyszałam od osób go wykonujących aby nie lubiły swojej pracy.
Niesamowite, że te kobietki (bo to zazwyczaj właśnie kobiety) nie narzekają, że nie lubią swojej pracy. Naprawdę bardzo je podziwiam, bo ja wiem na pewno, że bym nie podołała stresowi, odpowiedzialności i specyfice tej pracy 😉
Traf chciał, że gdy ja myślę o ciąży i porodzie, to pierwsze co mi przychodzi na myśl to położna. Zgadza się, że to ona gra pierwsze skrzypce i to ona jest największym wsparciem dla rodzącej. Prawdą jest także to, że są one niedocenianie, co osobiście bardzo mnie smuci, bo przecież praca położnej ma wpływ na pierwsze, cudowne chwile nowego człowieka na tym świecie…
No właśnie, jak ktoś rodził to wie. Dopóki jednak sama nie byłam w ciąży a później nie rodziłam to wydawało mi się, że to lekarz gra główne skrzypce na sali porodowej. I tak myśli większość chyba osób.