Czasem analizowanie życia i myślenie nad nim zabiera nam tyle energii, że nie starcza już jej na działanie.
„Ludzie wyluzujcie i nie nadymajcie się tak” – usłyszałam jakiś czas temu od jednego z moich ulubionych youtuberów. A konkretnie od ojca Adama Szustaka. On sugerował, że za bardzo bierzemy do siebie uwagi innych ludzi o nas. Przejmujemy się nimi za mocno a tymczasem przydałaby nam się odrobina dystansu i luzu. Mniej myślenia.
Oj przydałaby nam się w Polsce. Zwłaszcza poczynając od samych wyżyn. Czyli polityków puszących swe pióra przy mównicy sejmowej czy w studiu telewizyjnym. A wiadomo, że przykład idzie z góry.
Pułapka w głowie
No, ale dziś nie tylko o tym. Więcej luzu i mniej zadęcia jest pożądane nie tylko w stosunkach z innymi ludźmi, ale także w relacjach z samym sobą. Gdy analizujemy nasze wybory, zastanawiamy się co by było gdyby, rozkładamy pewne sprawy na czynniki pierwsze. To bardzo boli. Aż para idzie z uszu. Ba, zamartwianie się na przyszłość i tworzenie poczucia zagrożenia to zadawanie tortur swojej duszy i umysłowi. A przy okazji najbliższym. Bo nie oszukujmy się, ale nasze depresyjne nastoje zawsze odbijają się na innych. I to bardzo toksycznie.
Jeszcze gorzej jest gdy myślimy, dokonujemy wyboru, robimy plany i… nic z tego nie wychodzi. Bo tak się zakopiemy w naszych myślach, że na nic już czasu nie starcza. Nasza energia jest pożarta. Jesteśmy zbyt zmęczeni by ruszyć swoje cztery litery i zabrać się do dzieła. Czujemy się jak byśmy błądzili w ciemności.
Pawlak miał rację
Kiedyś Pawlak w filmie „Nie ma mocnych” powiedział do żony „Mania, nie myśl tyle bo od tego tylko głowa boli”. Przetestowałam na sobie nie raz i wiem, że tak jest.
Z drugiej strony, nie jest łatwo powiedzieć komuś „Ej, stary nie martw się na zapas”. Niektórzy mają naturę analizatora i trudno im się tego wyzbyć. Wszystko jest jednak kwestią pracy nad sobą. Przynajmniej w moim przypadku. Mi ktoś długo powtarzał, żeby się nie przejmować się przeszłością bo i tak to nic nie da. Czasu się nie cofnie. A tym kimś konkretnie jest mój mąż. Taką ma naturę i widać, że dzięki niej zachowuje spokój w stresowych sytuacjach. Mówi mi często, że zdecydować mogę jedynie o tym co zrobię tu i teraz, w niedalekiej przyszłości.
Pracuj nad sobą
Trenuję, więc cały czas eliminację z mojego życia „zamartwiania się na zapas”. To sztuka trudna, ale opłacalna.
A piszę to akurat teraz bo przyszła do nas w końcu wiosna. Słońce co raz częściej zagląda do okna mojego pokoju i to najlepszy czas aby podejmować jakieś wyzwania i postanowienia.
Jest jeszcze jedno takie magiczne choć nieładne stwierdzenie „Mniej wyjebane będzie Ci dane”. Czyli jak się czymś mocno nie przejmujemy to łatwiej osiągamy cel z tym związany. Nie oznacza to, żeby nie przykładać się do swoich obowiązków czy budowy dobrych relacji z innymi .
Ta zasada dobrze się sprawdza w kwestii finansów. Im mniej się martwię czy mi ich starczy tym cały czas je znajduję w portfelu.
Oj, czasem faktycznie boli 🙂 Masz rację. Wcale nie jest łatwo sobie odpuścić i przestać wszystko analizować. Ale z drugiej strony nie można zaprzestać na stwierdzeniu, że tak już widocznie musi być, że ja już tak mam. Wszystko jest kwestią pracy nad sobą 😉 Może nie jest to łatwe, ale tak napiszesz – warte poświęcenia, gdyż może przynieść zaskakujące efekty. Pozdrawiam!