Kobiety czasem bez konieczność wykorzystują zwolnienie lekarskie w ciąży
Zuza i Monika to moje koleżanki ze studiów. Obie prawniczki. Zuza pracowała w kancelarii komorniczej a Monika w radcowskiej. To już jednak czas przeszły. Zuzę dwa lata temu zwolnili. Zaraz jak skończyła urlop macierzyński. Podobnie stało się z Moniką. Miesiąc temu, zaraz pierwszego dnia po powrocie z ponad rocznej przerwy od pracy spowodowanej opieką nad dzieckiem, dostała wymówienie.
O ile obie dziewczyny w ciąży i podczas urlopu macierzyńskiego korzystały z ochrony przed zwolnieniem, o tyle po zakończeniu macierzyńskiego ten bezpieczny okres skończył się. A pracodawca wykorzystał tę okazję. Powie ktoś, że tak to jest z młodymi kobietami. Bo nie dość, że muszą rodzić dzieci to jeszcze później wyrzucają je z pracy.
Masowe zwolnienia
Z danych ZUS wynika, że w 2015 r. lekarze wystawili pacjentom ponad 6 mln. zwolnień. Najwięcej, bo aż 19 proc. tych dostały kobiety w ciąży. Co ciekawe na drugim miejscu są osoby z chorobami układu oddechowego czyli np. grypa, angina itd. To, że kobiety w ciąży znalazły się na pierwszym miejscu wcale nie zaskakuje. Wszak ich zwolnienie lekarskie kontrolerom z ZUS ciężko podważyć. Kobieta zawsze może powiedzieć, że bardzo źle się czuje i musi leżeć. Na forach internetowych ciężarne wymieniają się poradami o tym co powiedzie urzędnikom z ZUS gdy ci zapukają do drzwi ciężarnej sprawdzając czy wypoczywa w domu. Zresztą przebywanie na L4 przyszłym matkom się opłaca. Dostają w tym czasie 100 proc. swego wynagrodzenia a nie 80 proc.- jak pozostali pracownicy.
Zaraz, zaraz. Zapala się tu jednak czerwona lampka. Wszak ciąża to nie choroba tylko piękny, błogosławiony stan. Dlaczego zatem tak dużo ciężarnych udaje się na zwolnienia. Bo ja znam takie przypadki gdy idą na L4 zaraz po poczęciu dziecka. Ba, mam znajomą, która się złości, że nie może zajść w ciążę bo tak bardzo chce iść na chorobowe i odpocząć od pracy.
Bywa, że przez takie właśnie podejście pracodawcy niezbyt przychylnym okiem patrzą na potencjalne przyszłe matki. Na warszawskim Służewiu, zagłębiu korporacji, szefowie w kuluarach przyznają, że mając do wyboru podczas rekrutacji młodą kobietę i mężczyznę wybiorą tego drugiego. Jest to dyskryminacja, owszem. Trudno jednak ją udowodnić chociażby przed sądem.
Sama byłam niedawno w ciąży i wiem, że przez większość tego czasu da się normalnie pracować. Pierwsze trzy miesiące mogą być rzeczywiście u niektórych trudne kiedy to często atakują mdłości. Wtedy można kilka dni odpocząć na chorobowym.
Kolejne jednak miesiące to zazwyczaj zastrzyk energii. Aż chce się żyć! Ja pracowałam prawie do samego końca. Zwolniłam nieco trochę przed rozwiązaniem bo już z większym brzuchem było ciężko.
Owszem są sytuacje gdy ciąża rzeczywiście jest związana z chorobą. I wówczas bez dwóch zdań lekarz musi nas skierować na zwolnienie a nawet nakazać leżenie. Są przecież cukrzyce w ciąży, nadciśnienie czy zagrożone i trudne ciąże bliźniacze. Ale bez przesady, to jest niewielki odsetek stanów błogosławionych.
Stres w ciąży
Rozumiem też, że niektóre zawody czy prace są bardzo stresujące. Bo wiążą się z dużą odpowiedzialnością za życie innych, za finanse. Bo szef wprowadza nerwową atmosferę w pracy, albo musimy siedzieć przy biurku po godzinach gapiąc się w komputer. Jasne, że matka chce sobie zaoszczędzić stresu i uchronić przed nim dziecko. Najprościej jest więc wziąć zwolnienie lekarskie. A czasem np. można zapytać szefa o możliwość pracy z domu.
Jeśli idziemy na zwolnienie lekarskie zaraz na początku ciąży to pracodawca uzna, że nie opłaca się zatrudniać dalej takiej młodej matki. Policzy sobie, że łącznie z rocznym urlopem macierzyńskim i później koniecznym do wykorzystania urlopem wypoczynkowym nie będzie nas w pracy ze dwa lata. A jak szef wykalkuluje sobie, że matka po powrocie, będzie brała jeszcze zwolnienia ze względu na chorobę dziecka, to bardzo szybko dojdzie do wniosku, że nie potrzebny mu taki pracownik.
Roczne urlopy macierzyńskie to wielkie dobrodziejstwo systemu i warto z nich korzystać aby powychowywać trochę swoje dziecko. Na zwolnienia jednak lepiej chodzić już z rozwagą.
Są na świecie dwa kraje, w których wogóle nie ma urlopu macierzyńskiego. To Stany Zjednoczone i Papua Nowa Gwinea.To znaczy w USA, w krainie- jak się niektórym wydaje mlekiem i miodem płynącej- jest roczny urlop przysługujący po urodzeniu dziecka, ale bezpłatny. Co więcej należy się kobietom, które pracują w danej firmie co najmniej rok. Chojni pracodawcy tacy jak Facebook dają swoim pracownikom trzy miesiące płatnego macierzyńskiego. A to tylko dlatego, że sam Mark Zuckerberg ma małe dziecko i rozumie, jak ważny jest dla rodziców czas spędzony z potomkiem a w dodatku zabezpieczony finansowo. Zupełnie zaś inny przykład matkom dała w 2011 Marissa Mayer, dyrektor zarządzająca Yahoo. Wróciła do pracy dwa tygodnie po porodzie. Teraz jest w ciąży z bliźniakami i także deklaruje szybki powrót do pracy.
Depresja poporodowa
Ze względu na słaby socjal ciężarne w USA nie chodzą na zwolnienia.W Stanach nie ma płatnego chorobowego. Jak ktoś jest chory lub w ciąży musi się liczyć z tym, że biorąc wolne nie zarabia. Podobnie jest tam po ciąży. Nie jest to oczywiście dobra sytuacja gdy po narodzinach dziecka, ze względów finansowych trzeba szybko wracać do pracy. Połóg to przecież bardzo wrażliwy i niejednokrotnie trudny okres. Kobiety potrzebują wtedy spokoju i zabezpieczenia finansowego bo całą ich uwagę skupia dziecko. Trudno jest od razu wrócić do pracy gdy karmimy malucha piersią i dopiero rozpoznajemy jego potrzeby. Same dodatkowo czasami mamy depresję poporodową czy bayby blues. Zresztą i amerykańskie matki zaczynają się domagać wprowadzenia płatnych urlopów macierzyńskich z obawy o swoje dzieci. W USA doszło ostatnio do kilku śmierci łóżeczkowych niemowlaków oddanych zbyt wcześnie do żłobka
Wiem też, że nawet żeby pracownica starała się nie wiem jak, wychodziła z siebie i pracowała aż do porodu to bywa tak, że szef wcale tego nie doceni. Zaraz po powrocie z macierzyńskiego może także dać jej wypowiedzenie. Nie ma złotej rady.
Ciąża to jednak nie choroba.