O niezwykłej żonie, której nie przeraziła niepełnosprawność męża
Jak to jest, że potencjalna matka nie potrafi poświęcić się opiece nad chorym dzieckiem a żona jest w stanie to zrobić dla swojego męża? Zaakceptować jego niepełnosprawność. Zastanawiam się nad tym odkąd czarne protesty zaczęły przetaczać się przez ulice polskich miast. Jestem w stanie nawet zrozumieć kobiety, które chcą bronić kompromisu aborcyjnego jaki jest obecnie w Polsce. Załóżmy, że wiele z nich po prostu boi się rodzić dziecko z poważnymi wadami genetycznym czy z gwałtu.To bardzo ludzkie. Przeraża mnie jednak to z jaką agresją walczą o to i z jakimi wulgarnymi hasłami wychodzą na ulice.
Bądź co bądź slogany typu „Moja macica, moja broszka” odnoszą się do ich jeszcze nie narodzonych dzieci. Gdy kobiety, potencjalne przyszłe matki walczą o prawo do tego aby móc abortować nienarodzone, chore istoty staje mi przed oczami pewien niepełnosprawny, dorosły mężczyzna. Opiekuje się nim żona. Kiedyś myślałam sobie, że skoro żona jest w stanie z największą pieczołowitością i czułością zajmować się swoim mężem to tym bardziej do takiego poświęcenia będzie gotowa matka. Wszak miłość rodzicielki do dziecka to zupełnie inne uczucie niż miłość żony do do męża. Nie twierdzę, że słabsze, gorsze, ale mniej zależne. Miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa, nierozerwalna. A przynajmniej ja tak ją przeżywam. Kiedy sama urodziłam dziecko zrozumiałam co czuje moja mama, która słysząc sygnał karetki na zewnątrz dzwoni do mnie i pyta czy nic się nie stało. Dziecko nosi się pod sercem dziewięć miesięcy. Czuje się jego ruchy. Ba, nawet jego czkawki. Dziecko jest częścią matki, która nawet jak później nie ma już go na oku, cierpi gdy i jej dziecko cierpi. To krew z jej krwi. Dlatego wydaje mi się, że matce łatwiej poświecić się dziecku niż żonie zaakceptować niepełnosprawność męża i wziąć ją na klatę. Męża wszak sobie wybieramy.
Bezwład
Do rzeczy jednak. Ta żona niepełnosprawnego męża to Barbara. Jedyna siostra mojej mamy. Jej luby od czterdziestu lat choruje na stwardnienie rozsiane. W tym momencie choroba jest już w takim stadium, że Piotr nie jest w stanie już nic przy sobie zrobić. Mało tego. Trzeba go wsadzać na wózek inwalidzki czy przekręcać z boku na bok. I to jak najczęściej, bo inaczej robią się odleżyny. Trzeba go także karmić, zmieniać pampersy i myć. Mniej więcej taki stan trwa już jakieś dwadzieścia lat. Wcześniej Piotr mógł jeszcze chociaż potrzymać sobie papierosa.
Piotr zachorował w wieku 34 lat. Niepełnosprawność postępowała po woli. Zaczęła się od tego, że miał lekki niedowład nóg i musiał używać kul. Z roku na rok niemoc atakowała poszczególne części jego ciała co raz mocniej. By go wreszcie położyć na łopatki. Piotr zaczął bowiem chorować jeszcze w czasach gdy nie było skutecznych leków na SM. Teraz zresztą też nie ma. Są jednak przynajmniej takie medykamenty, które zażywane na wczesnym stadium choroby, hamują jej postęp.
SM jest chorobą całej rodziny. Gdy Barbara jeszcze pracowała jej mężem opiekowały się w dzień ich córki, na zmianę. Czasem ktoś przychodził do pomocy. Przed dziesięcioma laty Barbara jednak musiała zrezygnować z pracy, gdyż stan jej męża nie pozwalał już na to by zostawał sam w ciągu dnia.
Nie łatwo było jej się rozstać z pracą i iść na wcześniejszą emeryturę. Zrobiła to jednak dla męża.Przez jego niepełnosprawność. Opiekuje się nim i zajmuje jak najlepsza z matek. Co więcej, gdy jego stan się pogorsza Barbara rozpacza, że on umrze a ona nie chce bez niego żyć. Nigdy nie słyszałam aby traktowała swego męża w kategoriach ciężaru bądź narzekała, że trafił jej się taki a nie inny egzemplarz. Kocha go mocniej niż niejedna żona swego pełnosprawnego męża. Nie raz jest zmęczona pracą nad nim. Często musi wstawać co godzinę w nocy aby go przekręcić.
Tak, można powiedzieć, że jest bardzo wytrzymała. Nie każdy dałby radę. Miała przecież wybór. Mogła opuścić Piotra gdy dowiedziała się o jego chorobie.
Najszczersze z uczuć
Tymczasem nigdy w życiu nie widziałam chyba bardziej szczerego uczucia. Znam też inny przypadek, w którym żona rozwiodła się z mężem gdy dowiedziała się, że jest chory na SM. Innym kazus to sąsiadka moich rodziców, która musiała zaś opiekować się niepełnosprawnym mężem przez rok. Ogarnął go paraliż po operacji na nowotwór. Przez ten rok cały czas powtarzała, że już nie daje rady. Śmierć męża przyniosła jej ulgę. Nie oceniam tego postępowania. Każdy ma swój próg wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Tym bardziej jednak doceniam postawę mojej cioci za to co robi dla drugiego człowieka.
A niektóre matki nie są w stanie zrobić tego dla swojego dziecka. I nie jest prawdą, że ludzie niepełnosprawni są nieszczęśliwi. Bo przy okazji czarnych protestów słyszę, że niepełnosprawnym byłoby lepiej gdyby wogóle się nie narodzili. Piotr jest jedną z pogodniejszych osób jakie znam. Nie może ruszyć ani ręką ani nogą a mimo tego na jego twarzy prawie zawsze gości uśmiech.Dlatego też gdy ogląda czarny protest w telewizji myśli sobie dlaczego ktoś walczy o to aby osoby z niepełnosprawnością podobną do jego zabijać. Dlaczego on nie miałby prawa żyć…
Myślę, że tak jak nie każdy człowiek daje radę opiekować się ukochanym mężem tak i nie każdy ma w sobie dość sił aby opiekować się chorym dzieckiem. Protesty, protestami, głośne hasła i bardziej w nich chodzi o to, aby kobiety miały wybór, mogły same zdecydować czy są gotowe na tak trudną miłośc
Nie równy, prawda. Nie każdy ma w sobie takie pokłady siły. Ja wiem, że z małym, zdrowym niemowlęciem czasem bywa na prawdę ciężko. A co dopiero mówić z chorym dzieckiem, albo z chorym dorosłym człowiekiem, przy którym trzeba wszystko zrobić.
Bardzo dzielna jest Twoja ciocia <3
Podziwiam takie kobiety!
Podziwiam wszystkie osoby, które mają tyle serca i cierpliwości dla drugiego człowieka, ale nie oceniałabym innych, po prostu nie da się postawić na czyimś miejscu, każda historia ma dwie strony medalu.
Podziwiam Twoją ciocię. Po tym co napisałaś widać, że kocha miłością bezwarunkową. Mogła „umyć” rączki i wieść inne życie. Nie ma co oceniać innych osób, nigdy nie byliśmy ( i obyśmy nie były) na ich miejscu. Każdy jest inny i ma inny próg wytrzymałości. Ja popieram czarny protest, ale nie ze względu na aborcję dzieci chorych, tylko ze względu na gwałt, badania prenatalne, czy przesłuchiwania po ew. poronieniu. Uważam, że prawo w PL dotyczące aborcji jest restrykcyjne i tak powinno zostać jak jest.
Pozdrawiam 🙂
Ja też nie uważam, że tym kobietom, które protestują trzeba coś siłą narzucać, zmieniając przepisy. Tylko po prostu gdy je widzę, słyszę to zawsze myślę o sytuacji w mojej rodzinie.
Bardzo piękna, wzruszająca i wartościowa historia. Ogromny szacunek dla Twojej cioci. Oby nigdy na świecie nie zabrakło takich osób o tak wielkich sercach.
Tak sobie mysle, ze to bardzo trudny temat. Nie kazdy jest w stanie poswiecic sie tak dla drugiego czlowieka a wrecz powiedzialabym ze niewielu. Z drugiej strony ja osoboscie nie wiem czy takie poswiecenie jest dobre. Nie wiemy do konca co przezywa twoja ciocia i czego nie mowi innym. Niestety znam takie przypadki, gdzie ktos na zewnatrz pokazywal postawe poswicenia i opiekowal sie chorym natomiast pozniej sam potrzebowal leczenia np. z depresji. Otoczenie odbiera to jako heroizm natomiast ta osoba czesto bardzo cierpi. Ale mysle ze to bardzo indywidualna kwestia…nie zawsze musi tak byc. Tak jak napisalas nie powinno sie oceniac i najwazniejsze dac kazdemu wybor i wolnosc.
Bardzo wzruszający post.
Uważam, że zarówno w przypadku opieki nad partnerem, jak i opieki nad chorym dzieckiem, to kwestie indywidualne (system wartości, charakter) czy ktoś podoła takiemu wyzwaniu.
Podziwiam osoby, które z taką pokorą biorą to na siebie.
Uważam, że postawa Barabry jest godna naśladowania i czuję, że sama wybrałabym właśnie taką samą drogę jak ona… 🙂 Jednak zupełnie nie wiązałabym tego z czarnym protestem i ze sloganami na plakatach… Piotr może być szczęśliwy, bo jest świadomy, bo był świadomy, bo po prostu wie co to jest szczęście… uważam, że dzieci, które są niepełnosprawne w skrajny sposób nie mają z życia za grosz szczęścia. I ja jako świadomy zdrowy człowiek uważam, że na ich miejscu sama wolałabym nie być urodzona… ale każdy może mieć swoją opinię na ten temat 🙂 !
Według mnie możemy mieć swoje zdanie. Ale w momencie kryzysu, ogromnego bólu kogoś kogo nawet nie znamy, porzucić nasze opinie i pomóc.
Hm. Myślę, że tu chodzi o wybór. Rodząc chore dziecko wybierasz życie, ale jednocześnie masz głęboko zakodowane, że nie będzie ci wolno zrezygnować. Macierzyństwo to wybór na zawsze, nie ma innej opcji. Dlatego to takie trudne. Inaczej jest ze związkiem. Wybierasz, ale jednocześnie wiesz, że możesz zrezygnować. Nawet jeśli tego nie zrobisz, to masz tę świadomość. Tylko tyle i aż tyle. Dwie skrajnie różne sytuacje jak dla mnie. Nie oceniam nikogo. Ani twojej ciotki, ani kobiety, która zostawiła męża, ani kobiety, która nie chce niepełnosprawnego dziecka. I jednocześnie każdą z nich do bólu rozumiem. Może to kwestia inteligencji emocjonalnej, ale nie stoję po żadnej ze stron, ale argumenty każdej strony są mi bliskie. A za tymi wulgarnymi kryje się olbrzymi pokład lęku, którego nikt nie zaspokaja.
Może za mało to wybrzmiało w tekście, ale ja rozumiem te protestujące kobiety. Wiem jak trudno czasem bywa ze zdrowym dzieckiem, jak absorbujące może być a co dopiero z niepełnosprawnym. Chodzi tylko o to, że na tym tle moja ciotka się niezwykle wybija. Tu nawet nie chodzi o porównywanie jej z innymi tylko podkreślenie jej heroizmu. I nie dlatego, że jest moją ciotką. Dla mnie to co ona robi to jest forma największej służby dla drugiego człowieka, to najwyższy stopień miłości. Swoją drogą słyszałaś o przypadku, w którym facet poświęciłby się tak dla kobiety ? Bo ja nie…
Znam mężczyznę, który przychodził przez kilka lat codziennie do szpitala, w którym jego żona leżała w śpiączce. Przynosił kwiaty, mówił do niej, przebierał, mył, czytał jej gazety i książki, opowiadał co robi itp. Aż do dnia, w którym zmarła. Tu szpital był lepszy niż dom, miała kompleksową opiekę, której wymagała.
Znam też mężczyznę, ojca kilkorga dzieci, w tym jednego niepełnosprawnego intelektualnie i drugiego przewlekle, ciężko i nieuleczalnie chorego, który nie podołał. Wpadł w alkoholizm, depresję i w końcu popełnił samobójstwo. Matka podołała, mimo że kilka lat temu pochowała jedno z tych dzieci.
Znam mężczyzn, którzy zostawiali rodziny, bo jedno z dzieci było chore. Nie byli w stanie się poświęcić. To chyba wynika z różnic między płciami, z tego, że kobiety mają silny instynkt macierzyński, a co za tym idzie, w czasie ewolucji wykształciły inne mechanizmy w psychice.
Dotykasz w poście pojęcia „heroizm”. Temat rzeka. Jestem też ciekawa, co na to wszystko wujek, czy jest świadom poświęcenia ciotki. Czy kiedykolwiek dał jej wybór, powiedział, że może odejść? Czy twojej ciotce to, co robi, daje jakiś rodzaj radości? Bo kiedy nie ma radości, to nie ma też heroizmu. Jest tylko poświęcenie się, zarzynanie w imię jakiejś idei. A wierzę, że z bycia z miłością swojego życia można zawsze czerpać radość, nawet jeśli ta druga osoba jest tak bardzo chora.
Ja nie znam męskich przykładów poświęcenia, ale dobrze wiedzieć, że takie są. Czy wujek dał ciotce wybór? Tego do końca nie wiem bo gdy zaczynała się jego choroba mnie nie było jeszcze na świecie. Jeśli jednak chodzi o możliwość o odejścia to to są raczej takie osoby, które dosłownie traktują słowa przysięgi: „że Cię nie opuszczę aż do śmierci”. A jeśli chodzi o heroizm to ona mimo wszystko ma radość, że ma go cały czas przy sobie. Ona go mocno kocha.