Przejdź do treści

Dziedzictwo po przodkach ma duży wpływ na Twoje relacje i małżeństwo.

Justyna mieszkała na Pomorzu. Spotykała się z chłopakiem, którego bardzo kochała. Nawet planowali ślub. Kończyła studia i dostała od babci na start kawalerkę. Życie rysowało jej się w różowych barwach. Jej potencjalny, przyszły mąż również kochał. Przynajmniej deklarował to Justynie. Ciągle jednak mu było czegoś mało. Twierdził, że dusi się w Polsce  i musi wyjechać do Stanów aby dopiero tam zarobić na ich świetlaną przyszłość. Zdobyć tam hajs i urządzić się w Polsce, kupując okazały dom. Justynie aż tyle do szczęścia nie było potrzebne. Nie chciała z nim wyjechać za ocean, chociaż ją namawiał. 

Poleciał zatem sam. Miało być tylko na chwilę. Na początku na kilka tygodni. Później na kilka miesięcy. Jego maile do Justyny były coraz rzadsze i coraz krótsze. Minął rok, półtora a on pisał, że jeszcze nie może wrócić, jeszcze nie teraz. Narobił sobie długów w USA i tłumaczył, że jeszcze nie pora na powrót bo musi je spłacić. Justyna czekała, choć czuła się coraz bardziej samotna. W między czasie poznała kogoś innego, z kim się bardzo zaprzyjaźniła, ale odrzucała jego względy. Czekała, choć wszyscy dookoła mówili jej, że powinna wejść w nową relację. Nie miała z kim wyjechać na wakacje, ale nadal czekała. Bardzo chciała założyć rodzinę a mimo wszystko nadal czekała.

Podświadomie powielała schematy babci

 Długo nie rozumiała czemu ona tak czeka choć czuje, że jej chłopak wodzi ją za nos a najprawdopodobniej znalazł sobie kogoś innego w USA. Do momentu aż poznała historię swojej babci. Babci Adeli, która w momencie wybuchu II wojny światowej, była zakochaną po uszy młodą dziewczyną. Kochała swego kolegę z podwórka. Wyszła za niego za maż już po wybuchu wojny. Urodziła im się córeczka. A jako że mieszkali w Grudziądzu, który od niedawna leżał na terenie Polski, Niemcy wcielali tamtejszych mężczyzn do Wermachtu. Mąż Anieli nie miał wyjścia. Znalazł się wśród 87 proc. mężczyzn z Pomorza, którzy zostali wysłani na front wschodni. Mijały miesiące, lata a mąż Anieli pisał listy co raz rzadziej. Z wojny wróciło jego kaleki przyjaciel, ale nie on. Aniela czekała. Lata i kolejne lata. Justyna czekała bo to było jej dziedzictwo po przodkach, po babci Anieli.

https://www.instagram.com/p/BzPgz7YIQ0Q/

            Co się stało z nią i Justyną dalej Ci nie zdradzę. Radzę sięgnąć po książkę Magdaleny Witkiewicz „Jeszcze się kiedyś spotkamy”, której obie kobiety są bohaterkami. 

Cierpiała po dziadku

Amon Göth. Imię i nazwisko, które budzi grozę. Szef obozu koncentracyjnego w Pleszewie, do którego naziści przewozili Żydów z Krakowa i okolic. Wyjątkowo brutalny typ. Uwielbiał pastwić się nad ofiarami. Prowokował je, aby później zabić za „złe zachowanie”. Ten sadysta był dwukrotnie żonaty. W czasie wojny jednak Göth poznał we Wrocławiu sekretarkę Oscara Schindlera Ruth Irene Kalder z którą związał się nieformalnie do końca swojego pobytu w tym mieście. Ta po jego egzekucji w 1946 przyjęła nazwisko Göth. W 1945 r. z tego związku urodziła się córka, Monika Göth. W latach siedemdziesiątych córka Götha mieszkala z matką w Niemczech i  wdała się w romans z Nigeryjczykiem. Zaszła w ciążę. W 1970 r. urodziła córkę Jennifer. Miała duże problemy, dlatego oddała noworodka do adopcji. Kiedy Jennifer skończyła trzy lata, na wychowanie wzięła ją niemiecka rodzina. Przez długie lata nic nie wiedziała o swej przeszłości. Owszem, była świadoma, że jest adoptowana bo miała ciemny kolor skóry a jej rodzice  byli biali. Wszystko na pozór układało jej się dobrze w życiu. Z niewyjaśnionych przyczyn nieustannie dręczyły ją jednak depresje. Nie wiedziała tylko dlaczego.

Zrządzenie losu sprawiło, że wyjechała na wymianę studencką do Izraela. Poznała tam wielu wspaniałych przyjaciół. Kiedyś przez przypadek, grzebiąc w archiwach jednej z bibliotek w Izraelu natknęła się na informację o Amonie Göthcie. Poznała prawdę o sobie. Dowiedziała się, że jest wnuczką zbrodniarza wojennego. Po nitce do kłębka, doszła do prawdy o sobie. Dowiedziała się dlaczego od kilku lat dręczą ją depresje. 

Dziedzictwo po przodkach trwa

Te dwie historie łączy bardzo dużo. Dziedzictwo zmarłego, jak mawiają notariusze, przechodzi na żywych najbliższych krewnych od czasów rzymskich. Kontynuujemy łańcuch pokoleń i płacimy długi przeszłości. Ukryta lojalność rodzinna, wbrew naszej woli, czy zdajemy sobie z tego sprawę czy nie, karze nam powtarzać sytuacje przyjemne, traumatyczne wydarzenia lub cierpieć z powodu krzywd jakie wyrządzili nasi przodkowie. Gdy człowiek to zrozumie, gdy pozna dobrze historię swoich przodków, jest w stanie uwolnić się od tych powtórzeń i sieci. Jeśli zrozumiesz co się dzieje i zobaczysz te powiązania, schematy w kontekście całej złożoności, możesz odzyskać wolność i wyzwolić się od przymusu powtarzania wydarzeń. Wtedy możemy w końcu żyć własnym życiem a nie życiem dziadków czy rodziców. Paradoksalnie, trudne doświadczenia Twoje i Twoich przodków, mogą stać się dla Ciebie cennym skarbem.

Jak to się ma do związków i relacji, w które wchodzimy? Jaki wpływ ma na nie dziedzictwo po przodkach? Ano podam przykład z mediacji. Ja zaś od siebie dodam, że często gdy miewam mediacje rodzinne, między skłóconymi małżonkami widzę, że pewne zachowania, wybory czy decyzje jednego z małżonków są spuścizną po jego rodzicach. Tego nie widać na pierwszy rzut oka. Wychodzi w trakcie rozmowy małżonków, gdy pojawia się wymiana zdań typu

-A Twoja matka, to zawsze…. Jesteś taki sam!

Albo

– Twoi rodzice nigdy nie doceniali tego i ty robisz tak samo…

Kłótnie w małżeństwie przez rodziców

To są rodzinne przekazy, które dzieci wchodzące we własne związki mniej lub bardziej powielają. Miałam jakiś czas temu mediację rodzinną. Pewien pan i pewna pani rozwodzili się  przyszli do mediatora ustalać kwestie opieki nad dziećmi i podział obowiązków nad nimi.W pewnej chwili temat z ich dzieci zszedł na ich małżeństwo. Zaczęły się przepychanki. Pan powiedział, że zona go nie kochała bo nie prała mu koszul i nie serwowała co wieczór kolacji tak jak jego mama. Dla niego w tych koszulach i w tym posiłku wyrażała się cała miłość. To było jego dziedzictwo po przodkach, po rodzicach. Żona zaś powiedziała, iż jest pewna, że mąż jej nie kochał bo za mało spędzał z nią wspólnego czasu a już najgorsze było to, iż nie chciał z nią chodzić na kurs tańca, ani wspólnie przygotowywać obiadu. Wolał jesli już robić ten obiad sam. U niej w domu było tak, że rodzice robili wszystko razem jak tylko mieli czas

https://www.instagram.com/p/BxNG6sVATh_/

Widzisz? To jest różne wychowanie, to są różne kultury. Zamiast się nieustannie spierać kto jest lepszy, kto bardziej kocha drugiego, kto więcej robi dla domu lepiej jest czasem usiąść i potraktować się nawzajem z życzliwym zaciekawieniem: „Ok, to ty jesteś z takiej kultury, a ja z innej. Spróbujmy się razem zastanowić, co jest fajnego w twojej, co fajnego w mojej, i może razem stworzymy jakąś trzecią kulturę, wybierając to, co dla nas najlepsze”. 

Wzorce relacji znanych z dzieciństwa, zwłaszcza tych pomiędzy rodzicami, zapisują się bardzo głęboko. Ich wpływ może być bardzo bezpośredni i czytelny lub ogromnie subtelny. Dziedzictwo po przodkach w mniejszym lub większym stopniu, tkwi gdzieś w naszej świadomości.

A jeśli masz przez nie problemy aby dogadać się ze swoją drugą połową, chciałabyś przerwać znany Ci z domu schemat postępowania i rozwiązywania konfliktów, sięgnij po mojego ebooka. Możesz go teraz kupić w promocji.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *