Przejdź do treści

Dlaczego ciągle jesteśmy zajęci

Wszyscy chwalą się swoim zarobieniem i zajętością a w rzeczywistości tracą czas w pracy

„Oh, byłam dziś tak zajęta w pracy, że nie miałam czasu się po dupie podrapać”- ileż to ja się nasłucham takich utyskiwań od członków mojej dalszej, lub bliższej rodziny czy znajomych. Zajętość jest  modna.

Wiele osób uwielbia mówić o swoim zapracowaniu czy permanentnym braku czasu po to aby podkreślić ile mają na głowie. Bo jak jesteś bardzo zajęty to na pewno oznacza, że robisz coś niezwykle ważnego. Ze swojego doświadczenia wiem, że w pracy bywa różnie. Można bardzo się starać i wkładać w swoje zadania 100 proc. zaanagażowania a można też przegadać pół dnia i na koniec zabrać się za intensywną robotę bo np. zbliża się deadline.

Gadanie o niczym

Nie raz byłam świadkiem bądź uczestnikiem rozmów o niczym w trakcie pracy. Kobiety uwielbiają gadać o nowych kieckach, osiągnięciach swoich dzieci czy chorobach. Z drugiej strony bardzo dobrze idzie im narzekanie na mężów. Faceci w pracy nie są lepsi od kobiet. Bo ci z kolei rozprawiają o samochodach, albo jarają się głupimi filmikami na youtubie.

-„A wiecie co zrobił mój syn wczoraj? Przyprowadził do domu koleżankę ze szkoły i okazało się, że pochodzi z Francji. Nie mogłam się z nią porozumieć i Krzyś musiał wszystko tłumaczyć.”

Ależ to super interesujące!

Albo

  • „Na tego mojego męża nie mogę nigdy liczyć. Wszystko na mojej głowie
  • Jak jest taki nie dobry to weź się zbuntuj i nie prasuj mu koszul
  • A czy ja Ci powiedziałam, że jest niedobry? Kto dał Ci prawo mówienia tak o Sławku…”

Tak wyglądają dzienne Polaków rozmowy w biurach. To jest nasza zajętość.

Szef nie płaci za plotki

Totalna strata czasu. I to w godzinach pracy. Powiedziałby ktoś, że to nieuczciwe. Pracodawca nie płaci nam za pogaduchy czy za plotkowanie tylko za efekty pracy. Jeszcze żeby te rozmowy były jakieś konstruktywne, a one nic nie wnoszą w nasze życie. I tak z ośmiu godzin pracy de facto wykonujemy robotę w cztery. Albo i mniej. Bo zliczając wyjścia na kawki, lunche czy spotkania poświęcone  najnowszej strategii firmy, na merytoryczną pracę zostaje nam jakiej 2 godziny.

Jeszcze gorzej jest gdy pracujemy na open space. Tam to dopiero jest jazda bez trzymanki. Ktoś chciałby się skupić na swoim zadaniu a tu koleżeństwo zaczyna opowiadać o wczorajszym meczu. Nie ma jak pracować bo jest za głośno. Siłą rzeczy wciągają Cię w dyskusję. Możesz siedzieć i klepać w klawiaturę w słuchawkach, ale od głośniej muzyki na dłuższą metę rozstrajasz się.

Kto wogóle wymyślił pracę na otwartej przestrzeni, gdzie trzeba upchnąć obok siebie 30 biurek? To bynajmniej nie sprzyja efektywnej pracy.

Nic dziwnego, że na koniec dnia, gdy trzeba wykonać pilne zadania wszyscy się spinają i wychodzą z biura po 17 lub 18 z bolącą głową.

Odkąd odeszłam z etatu i pracuję na własny rachunek  jestem znacznie bardziej efektywna. Potrafię wykonać więcej zadań w mniejszej ilości czasu. Wszystko przez to, że mogę się maksymalnie skoncentrować na pracy. Wiem oczywiście, że taki system nie jest dla każdego. Bo niektórzy potrzebują motywatora w postaci szefa aby zabrać się za pracę.

Mam taki system pracy, że wstaję rano i w ciągu dnia mogę zajmować się moimi trzema zajęciami. Piszę tekst, jadę i przeprowadzam mediację a na koniec dnia zajmuję się jeszcze blogiem. Oprócz tego mam wieczorem jeszcze czas by wyjść na długi spacer lub poćwiczyć, iść do kina czy poczytać książkę. Wyrwanie się na spotkanie z przyjaciółmi też nie stanowi dla mnie problemu.

Wirtualne zawody

Mój wybór nie jest jedynym słusznym. Część ludzi  może  woli pojechać do biura aby np.  spotkać się ze współpracownikami.

Uważam jednak, że praca zdalna będzie co raz popularniejsza. Co raz więcej  osób do wykonania swojej pracy potrzebuje tylko stałego łącza internetowego. Jasne, że zdalna praca nie znajdzie oczywiście zastosowania w każdej profesji bo. np. lekarz nie zrobi operacji pacjentowi wirtualnie, nauczyciel na odległość zajmie się dziećmi na świetlicy a strażak ugasi pożar. Jest już jednak gross zawodów, które można wykonywać zdalnie nie tracąc czasu na dojazdy jak np. programista czy dziennikarz. A dla pracodawcy też jest to na rękę bo oszczędza na mediach.

Tak fajnie jest być dla siebie sterem, żeglarzem i okrętem.

2 komentarze do “Dlaczego ciągle jesteśmy zajęci”

  1. Myślę, że dotknęłaś kilku ciekawych kwestii, które ja traktuję jednak dosyć osobno.

    Zgadzam się, że bycie zajętym jest modne, a przynajmniej nobilitujące. Jedna z moich ulubionych autorek tekstów o minimalizmie mówi o „busy boycott”. Jesteśmy zajęci, bo nie zastanawiamy się nad tym, co robimy. Nie dajemy wystarczająco wysokiego priorytetu rzeczom, które są ważne (rodzina, zdrowie, spokój wewnętrzny) – też być może dlatego, że one nie są modne.

    Kwestia plotek w pracy jest dla mnie zupełnie osobnym zagadnieniem. Pracuję w open space (dosyć dużym, to prawda, nie mam poczucia, że koledzy siedzą mi na głowie albo oddychają na kark), typowe 8 godzin, od 9 do 17. Tylko że nie da się pracować bez przerwy przez 8 godzin, zwłaszcza w pracy kreatywnej. Często trzeba wstać od biurka i zwyczajnie przewietrzyć mózg, żeby móc do jakiegoś problemu usiąść na świeżo. Kiedy pracuję z domu, takie przerwy są naturalne – ugotuję obiad, pobawię się z kotem, który akurat domaga się uwagi albo po prostu pogapię się przez okno i wyłączę na chwilę. W biurze nie mam takiej możliwości. Człowiek, który po prostu patrzy przez okno i nic nie robi wygląda podejrzanie. Czemu nie pracuje? Czy wszystko z nim w porządku? Domyślam się więc, dlaczego tak sobie chwalisz pracę zdalną. Ale rozumiem też ludzi, którzy muszą wstać i poplotkować – znaleźć usprawiedliwienie dla chwili odpoczynku, dla której mają przecież prawo. A że nie jest to szczególnie dobry czy odświeżający odpoczynek, to już inna sprawa.

    1. Niestety, dla mnie open space utrudnia efektywną pracę. Przerwy trzeba sobie robić i to jest naturalne. Zauważyłam jednak, że często ludzie zamiast wstawać od biurka na open spacje wolą odpoczywać gapiąc się w komputer i przeglądając fejsa. A wątpliwy to odpoczynek dla oczu i kręgosłupa. Dlatego właśnie chwalę sobie pracę w domu. Z tym, że ja mam taki rodzaj pracy, że prowadzę jeszcze spotkania mediacyjne na mieście. Na full time w domu, bez kontaktu z innymi ludźmi chyba nie mogłabym pracować. Jestem jednak zwierzęciem społecznym:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *