Masowo i tanio produkowane ubrania w Azji nadal nie są dostępne dla wszystkich.
Zadowolona, spełniona i nasycona wraca do domu z torbami pełnymi zakupów. Trwają właśnie wyprzedaże i w końcu znalazła czas aby puścić wodze fantazji oraz oddać się szaleństwu zakupowemu. Przygotowywała się do tego od kilku dni, przeglądając strony internetowe znanych sieciówek odzieżowych. W końcu gdy znalazła się w centrum handlowym poczuła ten dreszczyk emocji związany z polowaniem na okazję.
Po kilku godzinach w galerii handlowej obkupiła się. Parę bluzeczek, kilka sukienek na lato i sandałki. To nic, że bluzeczki z poliestru czy lichej bawełny mogą się szybko zniszczyć. Pochodzi w nich trochę i wyrzuci. W końcu dała średnio tylko 40 zł za sztukę. No grzech byłoby nie wziąć! A każdą parę butów upolowała za mniej niż 100 zł. Też przecież tylko na ten sezon. Za rok kupi nowe.
Spełnienie w galerii handlowej
Wielu konsumentów biegającym w okresie wyprzedaży po centrach handlowych myśli w ten sposób. Pędzą przed siebie, patrzą to na lewo, to na prawo. Bo i ta witryna sklepowa zachęca aby wejść do środka i tamta też. Nie wiadomo na co się zdecydować. Może jednak nie samo dokonanie zakupu jest najważniejsze, ale palpitacja serca towarzysząca polowaniu na okazje. Na kupieniu jak najwięcej za jak najniższą cenę.
Tymczasem gdzieś obok centrum handlowego żyje Ula. Mieszka na jednej z warszawskich ulic. Czasem zimą, jak już mrozy przycisną idzie do schroniska dla bezdomnych. Teraz jest jednak lato i może beztrosko przechadzać się wzdłuż warszawskich chodników i czasem kogoś zagadać. Marzy tylko o tym aby ktoś okazał jej odrobinę zainteresowania.
Zatrzymuje się koło niej młoda dziewczyna. Ula z jakiegoś powodu ją zainteresowała
-Jestem Ula. Właśnie od kilku dni nie piję. Jak miło, że ze mną rozmawiasz- mówi bezdomna
-Dlaczego Pani wogóle pije. Nie może Pani się z tego wyleczyć?- pyta dziewczyna
-Wiem, że powinnam, ale do tego trzeba mieć siną wolę. A ja takiej nie posiadam. Zresztą po co miałabym z tego wychodzić, dla kogo?
-Nie ma Pani żadnych bliskich? – drąży temat dziewczyna
-Miałam kiedyś męża. Bardzo się kochaliśmy. Zmarł. A mi się tak życie potoczyło, że wylądowałam na ulicy. Długi i te sprawy. Mam córkę, ale ona mieszka w innym mieście i nie utrzymujemy kontaktów- odpowiada Ula
-I jest pani totalnie sama?- nie ustaje w pytaniach dziewczyna
-Mam teraz chłopaka. On mnie bije, ale i tak go kocham. Wspieramy się żyjąc na ulicy- mówi Ula
Brak ubrania
Przyznaje się swojej rozmówczyni, że ma 42 lata. Chociaż w rzeczywistości wygląda na 60. Zniszczył ją alkohol i tryb życia jaki prowadzi. Nie chce jednak od dziewczyny pieniędzy na kolejną butelkę.
-Mam do Ciebie dziecko tylko jedną prośbę. Tylko jedno życzenie.
-Chce Pani coś zjeść?- pyta dziewczyna
-Nie.Proszę Cię tylko, jeśli masz taką możliwość, abyś zorganizowała mi trochę ubrań. Może masz jakieś niepotrzebne. Na prawdę nie mam w czym już chodzić. Wszystko mi się podarło i nie ma skąd wziąć zamienników- rozpaczał Ula.
-Jak coś Ci się uda znaleźć przynieś mi proszę tutaj. Jak zapytasz na pasażu muranowskim o Ulę każdy Ci powie gdzie jestem bo mnie tu wszyscy znają- dodaje bezdomna na koniec rozmowy.
Dziewczynę zamurowało. Mnie zresztą też, po wysłuchaniu tej historii. Tą dziewczyną nie byłam ja, ale moja siostra. Ona zresztą nosi w sobie wyjątkową wrażliwość i przyciąga różnych ludzi.
Nie sama jednak osoba Uli zaskoczyła nas tu najbardziej. Zdruzgotała mnie jej prośba. Żyłam w przekonaniu, że w dobie masowej produkcji ubrań nie ma problemu z dostępnością do nich. Ludzie kupują na potęgę. Byle więcej, byle taniej. Gdy już ciuchy nie mieszczą im się w szafie część osób robi przecież porządki i wyrzuca latami nagromadzone ubrania. W końcu można pod nimi utonąć i nawet największe piwnice pękają w szwach od nadmiaru tekstyliów tak, że nie ma już gdzie roweru wcisnąć.
Masowa konsumpcja
Gross osób jeśli nawet nie wyrzuca ubrać bezpośrednio do śmieci to fatyguje się z torbami w kierunku konteneru na używaną odzież. Nigdy nie wnikałam w to co z tymi ubraniami się dzieje bo zawsze myślałam, że trafiają np do jakiś potrzebujących. Ostatnio przeczytałam, że wiele z tych zasobów ląduje pózniej w lumpeksach.
Okazuje się, że najbardziej potrzebujący, którzy mogliby z nich najlepiej skorzystać nie mają do nich dostępu. Czyżby ubranie, częstokroć produkowane masowo i jak najniższym kosztem np. w Bangladeszu było towarem nie dostępnym dla części osób? Wiem, że jak ktoś nie ma pieniędzy to i nie ma za co kupić nawet za 20 zł ciucha na wyprzedaży. Ale dziś przecież wyrzucamy tony jedzenia i tony ubrań. Kupujemy i konsumujemy szybko. Niechby z pozostałości po naszych zachciankach, niepohamowanych potrzebach zakupowych skorzystał jeszcze ktoś inny.
Nie spojrzałam nigdy na tę kwestię od tej strony.
Ważne jest, aby nie brać tego, do czego codziennie mamy dostęp, za oczywistość. Nie zawsze tak jest.
Czasem warto zatrzymać się na chwilę w codziennym pędzie i porozmawiać z bezdomnym. Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy.
Warto zastanowić się nad konsumpcyjnym trybem życia. Ja już od dawna racjonalnie wydaję pieniądze i zawsze zadaję sobie pytanie :czy ja faktycznie” tego potrzebuję. Nie pozwalam sobie na lekkość bo wiem, że to bez sensu, przeliczam nie pieniądze na rzeczy, ale mój czas na nie, bo tak naprawdę płacimy czasem. Czasem który poświęcamy na pracę.
Tak czasem, który poświęcamy na zarabianie pieniędzy aby nabyć za nie rzeczy. To jest niewolnictwo rzeczy.