Przejdź do treści

Jak żyć skoro boimy się siebie nawzajem?

Był słoneczny lipcowy dzień. Żar lał się z nieba. Pewna okolica, rogatki pewnego miasta powiatowego. Stał na rozstaju dróg. Machał w kierunku przejeżdżających aut. Co chwila wyjmował z kieszeni spodni chusteczkę aby otrzeć pot z czoła. Nie zatrzymywał się nikt. Kierowcy odwracali głowę i mijali starszego mężczyznę. Jedni rzucili mu pod nogi,  przez okno samochodu skórkę od banana. Ktoś inny przejeżdżając obok  wyrzucił resztkę palącego się papierosa. Z czoła mężczyzny pot lał się co raz większymi stróżkami. Tracił już nadzieję, że ktokolwiek się zatrzyma. Głowa bolała go od upału co raz mocniej

 nagle nadjechały one. Dwie kobiety w granatowym aucie. Zatrzymały się na stacji benzynowej. Nieopodal której stał mężczyzna. Tego dnia po benzynę zatrzymywało się wyjątkowo mało aut. Starsza z kobiet jadących w aucie wysiadła, otworzyła korek i zaczęła lać benzynę.

Mężczyzna stający na rozstaju dróg dostrzegł  w końcu jakąś żywą duszę, która można by zagadnąć. Ruszył ku niej  szybkim krokiem. 

Krwawiący ksiądz

-Podwiezie mnie pani na dworzec PKS?-  spytał w biegu

Ona aż wzdrygnęła się. Z kącików ust płynęły mu stróżki krwi, które co chwila ocierał chusteczką

-Do dworca? Dobrze się Pan czuje? Może jednak potrzebuje pan jechać do szpitala?- odpowiedziała z niepokojem w duszy

-Do szpitala nie. Ze mną wszystko w porządku. Muszę dostać się na dworzec, ponieważ śpieszę do Drohiczyna- odpowiedział starszy mężczyzna

-Zaraz wracam. Proszę poczekać- odpowiedziała

Dentysta

Poszła zapłacić za benzynę

-Co zaczepia Panią bo potrzebuje podwózki?- zapytał sprzedawca udostępniając jej terminal aby mogła przytulić kartę

-Tak pytał o to. Ale wie Pan, nie wiem czy z nim wszystko dobrze. Krwawi…

-Był to u mnie i prosił abym go podwiózł na dworzec, ale ja nie mogę przecież opuścić stanowiska pracy. On jest raczej nie groźny.    Widzę, że cały czas stoi z różańcem w ręku. Modli się. Może to ksiądz?- zamyślił się sprzedawca

-To co on tu ?robi- zapytała

-Wracał od dentysty i patrzy Pani, że już z godzinę tu macha do kierowców i nikt nie chce mu się zatrzymać. A to starszy człowiek przecież- dopowiedział.

Nie zamykali domu

Wróciła do auta. Zapytała starszego pana czy jest księdzem. Przytakną. Na siedzeniu pasażera siedziała jej córka. Podwiozły starszego pana do dworca, który przez 15 min drogi opowiedział im historię swego życia. Był u dentysty, który wyrwał mu ósemki. Stąd ta krew na twarzy.

-Będę się za panie modlił-powiedział opuszczając auto

A te dwie kobiety to moja mama i siostra. Często im się zdarzają takie przygody. Może dlatego, że nie boją się obcych i nie są obojętne na potrzeby drugiego człowieka. Mama często też powtarza, że kiedyś ludzie jakoś mniej bali się nieznajomych. Chętniej zabierali autostopowiczów. Czasy jej młodości przypadały na późny PRL. Panowała taka swoboda, że moi dziadkowie nawet nie zamykali się na noc w domu. Czasem w środku nocy ich dom opuszczał sąsiad, który zasiedział się przed telewizorem. Telewizor wtedy wszak nie w każdym był domu.

Dziś to nie do pomyślenia. Dziś boimy się siebie nawzajem. Dziś żyjemy na zamkniętych osiedlach. Co to się nam teraz porobiło…?

Mam nadzieję, iż spodobał Ci się ten wpis. Jeśli chcesz mieć ze mną bardziej osobisty kontakt, możesz zapisać się na newsletter. Wyślę Ci od siebie  co jakiś czas list, który Cię zmotywuje  do działania ale i da do myślenia. Chcesz być ze mną w kontakcie? Bo ja bardzo, z Tobą moja Droga Czytelniczko. Wystarczy, że klikniesz niżej. Czeka tam też na Ciebie prezent ⬇⬇⬇

TAK, ZAPISUJĘ SIĘ

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *