Przejdź do treści

Dlaczego po Ziemi chodzi tylu Piotrusiów Panów?

Współcześni rodzice synów wychowują na Piotrusiów Panów

Nie jestem psychologiem. Żeby było jasne. Temat a raczej zjawisko, które chcę opisać, rozkładam na czynniki pierwsze bazując na moim życiowym doświadczeniu.

Otóż od dłuższego czasu zastanawiam się skąd wokół mnie tylu niedojrzałych życiowo mężczyzn. Takich co to niby wiedzą czego chcą w życiu zawodowym. W pracy  odnoszą sukcesy, pną się po szczeblach kariery korporacyjnej, ale już w prywatnym życiu ledwo sobie radzą. Nie potrafią się odnaleźć np. w stałych związkach. Na ogół są to panowie około 30-stki. Chociaż może należałoby ich określać mianem chłopców.

Jeden z powodów tego zjawiska jest  dość jasny. Kobiety stają się co raz silniejsze a mężczyźni wymiękają przy nich. Nierzadko nie mogą znieść tego, że muszą konkurować w pracy  i w życiu ze sfeminizowanymi paniami. Boją się ich. Boją się wchodzić w głębokie, silne relacje z  silną płcią piękną. Na to jednak nic nie poradzimy. Kobiety też chcą się rozwijać zawodowo. Co jest słuszne.

Pół biedy gdyby jednak chodziło tylko o ten powód. Dla mnie zalew świata Piotrusiami Panami jest spowodowany brakiem odpowiednich wzorców męskich. Kiedyś jedna pani psycholog powiedziała mi, że jeśli w domu matka dominuje a ojciec jest schowany pod pantoflem, to syn prawdopodobnie  będzie miał także problem z podejmowaniem decyzji. Może tak być, ale oczywiście nie musi. Nie chcę tu powielać stereotypów.

Tylko, że jakoś ten schemat mi się w życiu sprawdza. Jak patrzę na moich znajomych czy kolegów, którzy np. nie potrafią się określić czy chcą na stałe związać się z dziewczyną czy też może szukać innej, to widzę, że w ich domu nie było silnego wzoru ojcostwa. Czyli rodziciela, który by uczył syna odpowiedzialności. Powtarzał jak mantrę, że słowo jest droższe od pieniędzy. Że jak się mówi w życiu „tak” to znaczy, iż się poważnie na coś decyduje. A „nie” to znaczy rzeczywiście „nie”.

Byłoby też nadużyciem gdybym całą winą za nieprzygotowanie do życia syna obarczyła tylko ojca. Matki nie pozostają także dłużne. Skaczą wokół swoich chłopców, spełniają każdą zachciankę i robią kanapki o 4 nad ranem gdy syn wraca z imprezy. A na dodatek w akcie zazdrości obrzydzają chłopakowi, każdą koleżankę jaką przyprowadzi do domu. Dmuchają i chuchają na niego jak by był pępkiem świata Cóż, zapewne to też nie dzieje się bez przyczyny. Bo matki przelewają na synów całą miłość jaką kiedyś tam żywiły do schowanego dziś pod pantoflem ojca.

Efekt takiego wychowania i zaburzenia proporcji jest taki, że moi znajomi 30-latkowie mają w sobie męskości tyle co mój kot kastrat. Męskości rozumianej jako odpowiedzialność za drugą osobę i wyzbycie się egoistycznych zapędów. Dawania coś z siebie a nie tylko brania.

Piotrusiowie Panowie dla kontrastu przywodzą mi na myśl zawsze mojego dziadka. Ożenił się dość późno bo dopiero w wieku 42 lat. Ale za to z jakim impetem! Ciotka- swatka znalazła mu w sąsiedniej miejscowości okazałą pannę. Dziadek pojechał do niej w czwartek, rozmówili się a już w niedzielę szły zapowiedzi w kościele o ślubie. W dzisiejszych czasach to nie do pomyślenia. Ktoś powiedziałby, że moi dziadkowie wogóle się nie znali. Ale byli bardzo udanym małżeństwem. Moja mama zawsze wspomina jak jej tata całe życie, kilka razy w tygodniu mówił mamie, że piękna z niej kobieta. Wiodło im się lepiej niż niejednej współczesnej parze, która pięć -siedem lat chodziła ze sobą, mieszkała aby się przetestować a dopiero później wzięła ślub.

Swego czasu zastanawiałam się czemu tak opornie idzie mi czytanie kryminałów Zygmunta Miłoszewskiego z prokuratorem Szackim jako głównym bohaterem. Bo ja przebrnęłam tylko przez „Ziarno prawdy”. Dla przyzwoitości. Książka była wszak modna. Kolejnych części ze śledczym Szackim, wiecznie nie wiedzącym czego chce w relacjach z kobietami, nie byłam już w stanie zdzierżyć. Jak nie lubię głównego bohatera to książka mnie nie wciągnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *